22 maj 2013

Zupełnie jak na lekcji W-F

Cóż z powodu kontuzji pasma biodrowo-piszczelowego, wszystkie najbliższe starty odwołane. Najbliższe i te dalsze niestety również, bo nawet kiedy noga już wydobrzeje, będę potrzebował czasu na rozbieganie połączone z rehabilitacją i wzmacnianiem osłabionej nogi. Najbliższy start miał być w nadchodzącą niedzielę w Łodzi. Niestety ciągle chodzę o kuli więc o starcie nie ma nawet co marzyć. Pakiet startowy jednak odbiorę. Będzie to pierwszy pakiet bez medalu za ukończenie. Trochę smutno, ale co począć... takie życie!

W czerwcu miałem biegać nocny półmaraton we Wrocławiu. Mimo iż zostało do tego startu jeszcze miesiąc czasu, to racjonalnie myśląc wiem, że nic z tego nie wyjdzie. Start odbędzie się w momencie kiedy ja będę próbował się rozbiegać. Poza tym po takiej przerwie osłabiona noga nie wytrzyma dystansu na 21K.

Dzisiaj mimo dalszego bólu, pierwsza sesja ćwiczeń. Czułem się jak na zajęciach W-F w szkole podstawowej. Nóżka do góry, nóżka w bok, stawanie na palcach i inne takie. Mimo, że noga ciągle boli trzeba powoli zaczynać rehabilitację i usprawnianie mięśni i stawów. Po sesji noga ciągnie bardziej  ale nie tego złego co by na dobre nie wyszło. Zatem mam nadzieję, że najbliższe tygodnie z ćwiczeniami przyniosą pożądane efekty i szybko wrócę do formy.

Nie bieganie ma jednak również wymiar czysto mentalny. To, że nie mogę iść pobiegać powoduje u mnie nie najlepsze samopoczucie i kiepski humor. Staram się szukać sobie zajęć, ale nic nie zastąpi przebiegniętej wieczorkiem dychy!

12 maj 2013

Po Wrocławiu tylko nocą

Mimo rozwalonej nogi zapisałem się razem z moją partnerką na półmaraton Wrocławski. Impreza zapowiada się niebanalnie i niezmiernie ciekawie. Półmaraton we Wrocławiu odbędzie się bowiem w nocy! Start o 20.00 i biegniemy przez wspaniale oświetlony, przepiękny Wrocław. Będzie to dla nas bieg debiutów :) Dla mnie – pierwszy raz w tym mieście. Od jakiegoś czasu chcieliśmy pojechać i pozwiedzać to niesamowite miasto – teraz będzie okazja i obejrzeć je w szczególnej nocnej atmosferze i pobiegać po nim. Dla Magdy będzie to debiut w półmaratonie. Do tej pory jej udziałem były biegi na 10 kilometrów. Teraz udało mi się namówić ją do sporo cięższego i bardziej wymagającego startu.

Do biegu pozostało 40 dni. Biorąc pod uwagę awarię mojej nogi rekordów nie będzie, życiówek również i najprawdopodobniej mój wynik z połówki Warszawskiej 2:24 pozostanie wynikiem życiowym przynajmniej do następnego razu.

Jednak bieg ten ma być świetną zabawą na wyjeździe i wstępem do biegania w innych miejscach niż Warszawa i Łódź.

Zimno - ciepło, czyli trzeba wiedzieć kiedy
odpuścić by nie musieć się poddać

Brzmi jak nazwa dziecięcej zabawy ale niestety jest wręcz przeciwnie. Z zabawą nie ma to nic wspólnego! To kłopotów z nogą ciąg dalszy. Dzisiaj seria 4 lodowatych okładów oraz 4 ogrzewania. Zabieg, który ma na celu aktywować krążenie krwi w kontuzjowanym miejscu, a tym samym przyspieszyć gojenie. Doskwiera mi brak biegania, ale cóż zrobić. Zrezygnowałem również z nordic walkingu. Nie chce niepotrzebnie obciążać tej nogi. Najpierw chcę ją możliwie jak najszybciej doprowadzić do stanu używalności – następnie przejdziemy do powolnych treningów...

Nie mam jednak wyjścia – jeśli chcę biegać dalej i to w miarę niedługo to nie mam zupełnie wyjścia. Muszę się powstrzymać od nadwyrężania kontuzjowanego miejsca. Często bywa tak, że chcąc pokonać, słabość, los i kontuzję biegamy dalej lub przynajmniej ćwiczymy by się "nie dać". W sporcie niestety trzeba wiedzieć kiedy cisnąć do przodu ze wszystkich sił, ale trzeba również wiedzieć kiedy odpuści, by nie musieć się potem poddawać! Tego wam życzę, byście wiedzieli kiedy trzeba odpuścić i nie mylili tego z poddawaniem się.

Kontuzja...


Miało być spokojnie, powoli i technicznie. Zakładałem, że przebiegnę 5 kilometrów po bieżni, w bardzo spokojnym tempie, głównie zwracając uwagę na techniczne aspekty biegania. Ustawienie stopy, lądowanie na "palcach", wydłużanie kroku. Przez pierwsze 2 km wszystko było w zupełnym porządku. Potem miała być sesja rozciągania. Była!.

Zacząłem biec dalej i po niespełna kilometrze coś złego zaczęło dziać się z lewą łydką. Coś w rodzaju skurczu, ale nie do końca – podejrzane napięcie, coś na kształt ściągnięcia mięśnia. Początkowo towarzyszył temu spory dyskomfort, ale nic poza tym. Tak dobiegłem do 3 kilometra.

Jeszcze bardziej zwolniłem i podjąłem decyzję, że sporubóję "rozchodzić" łydkę... po paruset metrach poczułem ból. Noga zaczęła boleć! Przeszedłem do marszu. Kolejne 200 metrów i wszystko było już jasne. Na dzisiaj koniec! Tego dnia już nie pobiegam. Problemem stało się również chodzenie. Ból był tak silny i dotkliwy, że każdy krok i przeniesienie ciężaru na lewą nogę kończyło się ratowaniem się przed upadkiem. Wystraszyłem się, bo jeszcze coś takiego mnie nie spotkało. Owszem ból w kolanie, zmęczenie – ale nie tak potworny ból. 

Szczęśliwie od domu w którym mieszkam do bieżni jest kilkadziesiąt metrów. Wydawało mi się jednak, że nigdy nie dotrę do mieszkania. Nawet na parter musiałem wjechać windom! Usiadłem – przez dłuższy czas odpoczywałem. 

Kiedy ochłonąłem wziąłem przysznic i zacząłem zastanawiać się nad tym co zrobić z łydką. Wybór padł na żel, który ma zadanie rozgrzewać mięsień, potem go chłodzić, a przy tym wszystkim  leczyć. Długo wcieranie połączone z masażem, wieczorem zaczął dawać pierwsze efekty. Ból nie był już tak bardzo dotkliwy – chodzić jednak nie mogłem nadal.
Na dobranoc zaaplikowany został żel o działaniu przeciwbólowym – tak bym mógł spokojnie przespać noc. Szybko jednak okazało się, że nie będzie to wcale takie proste. Każda zmiana pozycji i poruszanie nogą powodowało dotkliwy ból i przebudzenie.

Rano powtórka z masażu i żelu leczniczego – tak właśnie minął dzień następny. Masaże, oszczędzanie nogi, żel i środki przeciwbólowe na zmianę.

Po dwóch dniach, choć chodzenie nadal nie było proste i bezbolesne, a mnie roznosiła energia i wściekłość na zaistniałą sytuację postanowiłem ponownie rozruszać nogę. Tym razem miał to być nordic walking – zakładany dystans 3km. Szło się świetnie, bolało ale musiałem jakoś pozbyć się frustracji. Przeszedłem 6km! Po powrocie okazało się, że z nogą jest lepiej niż mógłbym się spodziewać. Ciągle bolała, ale mogłem się poruszać, co prawda nadal potrzebowałem czegoś czego mógłbym się złapać kiedy niefortunnie stąpne – ale wreszcie mogłem się poruszać.

Weekend to kolejne dni odpoczynku dla nogi, masaże, maści i żele. W niedzielę być może kolejny nordic walking... Wszystko jednak zależy od kondycji łydki po kontuzji.

7 maj 2013

Dwa tygodnie - 74K

Od ostatniego biegu na 10K nie miałem okazji lub raczej czasu pisać na blogu. Zatem małe podsumowanie ostatnich 2 tygodni. Biegałem, biegałem biegałem... Każdą wolną chwilę starałem się poświęcić na bieganie, a chwil tych nie było za dużo. Dlatego niektóre biegi odbyły się już naprawdę bardzo późno w nocy. Tak tak – były biegi, które kończyły się okolicach północy.

W trakcie majówki z nie najlepszą pogodą, również biegałem - tym razem na wyjeździe! Długie zupełnie puste polne drogi, zero samochodów – totalna cisza i spokój, piękne widoki i śpiew ptaków. Wspaniale się tak biega, już nie mogę się doczekać następnego takiego razu.

Łącznie przez te dwa tygodnie przebiegłem 74,5 kilometra, z dobrymi cukrami. Nadal biegam w strefie tlenowej. Niektóre biegi są krótsza ale bardziej intensywne. Np 5 kilometrów z  przyspieszeniami do 5 min/km – 4 powtórzenia po 20-30 sekund.

Wyznaczam sobie już nowe cele i nowe biegi, ale o tym, a także o zaskoczeniach podczas wiejskiego biegania już niebawem...