Dziś wpis post factum, rzecz bowiem dotyczy minionego pierwszego listopada. Każdy rodzic mający swoją pociechę w przedszkolu i to bez względu na to czy prywatnym czy państwowym z pewnością będzie wiedział o czym mowa.
Dla nie wtajemniczonych jednak słowo wyjaśnienia. Dzieci przebywające w przedszkolach przynoszą ze sobą różne "różności", zabawki, maskotki i coś bardziej osobistego - choroby, wirusy i inne bakterie... Jedne z tych różności zostają w przedszkolu inne zaś z kolejnymi dziećmi wędrują dalej, np do domów dzieci a tam czynią istne spustoszenie. Nie inaczej jest i w naszym przypadku. Za każdym razem gdy choruje nasz syn my kolejno w mniejszym lub większym stopniu chorujemy razem z nim.
1 listopad nie różnił się niczym wyjątkowym od innych pierwszych listopadów no może poza tym że mieliśmy spędzić go w domu za względu na anginę panującą u nas w domu. Po południu zatem postanowiłem pobiegać. Planem było 15 kilometrów bez względu na tempo - ot po prostu bieganie.
W domu znalazłem się po 30 minutach z przebiegniętymi zaledwie 5 kilometrami, zlany zimnym potem ledwo trzymając się na nogach i zupełnie zdezorientowany co się tak naprawdę stało. Pomyślałem, że coś z cukrem - jakiś głęboki spadek... Mierzę i nic wszytko w normie... Zjadłem zatem coś i położyłem się na moment.
Obudziłem się po 2 godzinach z potwornymi mdłościami, bólem stawów. W zasadzie to bolało mnie dokładnie wszystko o żołądka i mięśni przez stawy na skórze skończywszy. Najmniejszy ruch sprawiał ból a pokonanie 8 metrów między łóżkiem a łazienką było wyzwaniem dla ultrabiegacza. Szybko okazało się, że tą drogę tej nocy będę pokonywał jeszcze wiele, wiele razy. Potworny ból, zmęczenie graniczące z wyczerpaniem i nie ustająca biegunka z wymiotami - takie miało być moje najbliższe 48 godzin. Był!
Po dwóch dniach i dwóch nocach męczenia się cała choroba odeszła jak ręką odjął. Po prostu z minuty na minutę było coraz lepiej. Brakuje mi za to prawie 4 kilogramów wagi i pozostały koszmarne wspomnienia. Tak przechodzi się rotawirusa przyniesionego przez dziecko z przedszkola. Szczęśliwie mały przechodził to o niebo łagodniej.
Tak sobie myślę, że przedszkola obok tablicy informacyjnej o nazwie itp powinny mieć znaczek biohazard - bo podobnym świństwem można się zarazić tylko w tajnych laboratoriach testujących broń chemiczną.
W związku z powyższym najbliższe bieganie zaraz po tym jak odpocznę, dojdę do siebie, odrobinę się zregeneruje. Mam nadzieje, że koło wtorku, może środy wrócę do biegania.
niestety to co na dzieci za bardzo nie dziala nas doroslych wykancza.... to powodzenia w treningach:))
OdpowiedzUsuńWspółczuję przeżyć związanych z chorobą, mam nadzieję, że szybko dojdziesz do Siebie, a ja to w ostatnim miesiącu już dwa razy przechodziłam przeziębienie, ale to właściwie nie wiem co to było, bo szybko się zaczynało, trwało około 10 dni, równie szybko się kończyło, a poparu dniach identycznie się objawiło, potrwało i przeszło. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń