25 mar 2013

Jestem maratończykiem - w połowie :)

Przebiegłem! Udało się i było wspaniale! Takie są moje wrażenia, które pozostaną już na zawsze. Pierwsza w moim życiu połówka choć nie była lekka była jednym z najcudowniejszych przeżyć.
Zanim jednak dojdę do samego biegu kilka słów o organizacji 8 półmaratonu Warszawskiego. Wielka impreza, cudownie zorganizowana, z atmosferą o której daleko za granicami Warszawy mówi się jako o unikalnej. Wielka rzesza ludzi, uśmiechniętych, gotowych na wyzwanie, gotowych na dobra zabawę i wielkie sportowe przeżycie.

Na starcie byłem o 9.30. Idąc przez most poczułem dotkliwy chłód. Pogoda i temperatura nie nastrajały jakoś wybitnie optymistycznie, ale nie było już odwrotu. Jestem na starcie i przebiegnę ten bieg. Takie miałem postanowienie. Stanąłem w strefie 2 godzin i choć zakładałem, że przebiegnę w 2h 20 minut to nie miałem już ochoty przepychać się dalej do tyłu. Jeszcze szybki pomiar glikemii. Glukometr pokazuje 175mg/dL - wysoko ale śniadanko było mocno węglowodanowe. Zatem odrobina insulinę na korekcję jakieś 4 jednostki + 1,6WW w żelu. Z racji panującego ścisku pomiar i podawanie insuliny penem odbyły się dość "publicznie" wzbudzając oczywiste zainteresowanie moich sąsiadów na linii startu, bo przecież nie codziennie widzi się na starcie ulicznego biegu faceta coś wstrzykującego sobie w brzuch. :) Wszystko było gotowe - teraz już tylko start. Bluzy, rękawiczki zdjęte - zostało tylko ubranko do biegania. Sygnał startera! Przesuwamy się powoli w kierunku startu, Wreszcie nasza kolej - biegniemy...

Początek znakomity, adrenalina daje znać o sobie, szybko mijamy most i dobiegamy do "palmy" potem jeszcze chwila i mam za sobą pierwsze 5 kilometrów. Myśl - no to jeszcze 3 razy tyle i będzie koniec! W międzyczasie wyszło słońce - jest naprawdę ciepło kiedy biegniemy w promieniach słońca. 10 kilometrów mija nie wiadomo kiedy, szybko i lekko. Po 10 kilometrze czeka mnie pomiar cukru. Takie miałem założenie i jak za chwilę ma się okazać bardzo słusznie.

Podniecenie startem w pierwszym takim biegu zupełnie zaburza odczuwanie tego co dzieje się z moim organizmem. Na 11 kilometrze czeka na mnie moja Magda z glukometrem, insulina i dodatkowymi cukrami. Zbiegam do niej, zatrzymuje się. Szybko mierzę cukier - wynik 56mg/dL - ŹLE! Nisko bardzo - tak mi się właśnie wydawało, że słabnę, Duża tuba, żelu - jakieś 3WW potem jeszcze Powerade na najbliższym "wodopoju". Uzupełniam zatem płyny i z butelką w ręku biegnę dalej. Teraz dopiero odczuwam spadek cukru. Biegnie mi się znacznie gorzej i ciężej. Jakby tego było mało nieostrożnie następuję na butelkę i czuję jak coś strzela mi w kolanie. Potworny ból i myśl, że to właśnie koniec biegu. Zatrzymuję się zły z bolącą nogą... Czekam prawie minutę... powoli idę, ból mniej przeszkadza. Sprawdzam czy daję radę pobiec. Jest! udaje się, biegnę dalej. Staram się uważać na kolano, ale jest coraz lepiej.

Mijam 15 kilometr, zmęczenie daje znać o sobie. Kolejne kroki stawiam z większym wysiłkiem i czuję, że zwalniam, a przede mną wzniesienie przy łazienkach. Zwalniam na kilkaset metrów, wyrównuję oddech i wbiegam na samą górę. Udało się! Teraz już tylko do mety.


18 kilometr - tuż przed mostem Poniatowskiego - ostatnie "źródełko" i cała masa młodziutkich wolontariuszy z woda i isotonikami - uśmiechnięte buzie małych skrzatów opatulonych w kurki dodają otuch i sił. Słyszę jak dzieciaki wołają - dacie radę już nie daleko! To jak dodatkowa porcja energii! Wbiegam na most i staram się dać z siebie wszystko! Czuję jak organizm stopniowo wyłącza kolejne funkcje zbędne do przetrwania :) między innymi pamięć! Nie pamiętam drogi między 19 kilometrem a metą - pamiętam tylko śmieszną uporczywą myśl "Jak się wyłącza ból? Jak się wyłącza ból? Jak się wyłącza ból?..." To o mięśniach ud - bolały te ostatni 2 kilometry. Bolały jak nie wiem!


Wbiegam na metę - jak okazuje się potem na zdjęciach miałem jeszcze odrobinę siły, żeby podnieść ręce do góry. Mam swoje pierwsze biegowe zwycięstwo. Półmaraton jest mój.

Medal odebrany, chip oddany, owinięty folią z bidonem w ręku mierzę cukier jest ok. Wysoko ale ok. Następne pomiary po godzinie w domu pokazują 105mg/dL Jestem zmęczony i niezmiernie szczęśliwy. Czas netto w jakim przebiegłem trasę to 2 godziny 24 minuty 56 sekund, a więc tylko nie całe 5 minut powyżej założeń - mogę spokojnie założyć, że to przypadek z nogą i wizyta w toalecie oraz pomiar cukru. Jestem zupełnie zadowolony z takiego wyniku!


1 komentarz: