19 lis 2012

Zaspana piątka - (Trening 53)

O tym, że regenerujemy się podczas snu wiadomo nie od dziś. Ale o tym jak bardzo źle wpływa na nas niewyspanie, jak bardzo obniża naszą wydajność, można się łatwo przekonać. Chociaż niemal każdy kiedyś doświadczył syndromu dnia następnego to w większości przypisujemy to alkoholowi wypitemu podczas imprezowej nocy niż samemu niewsypaniu. Okazuje się jednak, że sam brak snu wystarczająco rozbija nas następnego dnia.

Dzisiaj w programie treningowym miał być spokojny bieg jakieś 40 minut. I tyle mniej więcej było. Jednak tylko tyle i ani minuty więcej niż to ile zajęła mi pętla 5,5 kilometra którą zwyczajowo biegam.
Ostatnia noc była koszmarna. Prawie w ogóle nie spałem, nie mogłem znaleźć sobie miejsca, a nawet jeśli udawało mi się na moment usnąć budziły mnie męczące sny. W taki sposób doczekałem do bladego świtu kiedy to uznałem, że należy wstać, wsiąść kąpiel i zabrać się za coś innego niż przekręcanie się z boku na bok. Podczas wieczornego biegania wszystko stało się jasne. Nie mogłem z siebie wykrzesać anie odrobiny energii, ani krzty siły, która pozwoliłaby pobiec mi w sensowny sposób. Biegło mi się źle, męczyłem się szybko a tempo z kilometra na kilometr spadało. Przetruchtałem więc tyle ile musiałem i wróciłem do domu. Nie miałem ochoty na walkę ze słabością. Z całą odpowiedzialnością i pełną świadomością poddałem się kończąc bieg zanim zrobię sobie krzywdę. Myślę, że dziś była to słuszna decyzja.

Choć nie raz pisałem, że trzeba walczyć, podwyższać sobie poprzeczkę, to myślę że trzeba również umieć powiedzieć sobie dość, dzisiaj nie ma to sensu. Myślę, że trzeba umieć znaleść odpowiednie powody dla, których przeciąganie danego treningu nie ma  sensu. Jednak nie mogą być to usprawiedliwienia wtedy, kiedy nie chce nam się trenować, bo zwyczajnie takie bieganie przestaje mieć sens. Chodzi o to by umieć rozpoznać kiedy istnieją realne powody dla których warto zaniechać trenigu, a nie szukać usprawieliwień wtedy kiedy nie chce nam się ćwiczyć.

Są momenty kiedy musimy umieć uznać wyższość fizjologii nad naszymi chęciami. Trzeba zatem umieć powiedzieć dość na dziś i nie dopuścić do przetrwnowania, urazu lub nadmiernego zmęczenia. To doprowadzi do zniechęcenia dalszymi treningami, a nie o to chodzi. Bieganie ma być sposobem na zdrowsze aktywne życie, dobrą zabawą a nie przymusem i przykrym obowiąkiem.

Nie wiem czy to wina niewsypania ale glikemia przez cały dzień tez trochę trudna do opanowania, a podczas biegu mimo dodatkowych WW poleciała w dół co jak łatwo się domyśleć nie przyspożyło mi dodatkowych sił.

TRENING (53)

Dystans 5,5km   czas: 37:58min   Średni czas na 1km - 6,50min

PRZED BIEGIEM

Glikemia 103 mg/dL + 4,5WW (Isostar) + insulina 3j

PO BIEGU

Glikemia 67mg/dL

18 lis 2012

Śniadaniowe interwały (Trening 52)

Wczoraj dzień bez biegów niestety, a wszystko z powodu rodzinnych wizyt. Za to dzisiaj bieganie od samego rana i inaczej niż do tej pory. Z planu treningowego wynikało, że dziś oprócz spokojnego biegania będą rownież zmiany tempa.

Dzisiejszy trening to spokojne 20 minut potem 5 razy szybkie 100m + odpoczynek 250m spokojnym tempem na koniec kolejne spokojne 20 minut. Muszę przyznać, że zmiany tempa sa dość męczące - pierwsze 3 cykle przebiegłem bez większych problemów. Spokojny odcinek w zupełności wystarczał, żeby wyrównać oddech, uspokoić organizm i odpocząć. Czwarte i piąte powtórzenie przyszło już o wiele trudniej a przerwa nie pozwalała na tak dobrą regenerację. Spokojne przerwy birgałem w granicach 6.15 - 6.25 min/km szybkie setki około 4.15 - 4.30 min/km.

Spokojne odcinki na początku i na końcu dzisiejszego treningu w tempie około 6 min/km.
Ogólnie przebiegłem 7,5 kilometra w czasie 44,58 min.

TRENING (52)

Dystans: 7,5km   czas 44,58 min   Średni czas na 1km - 6:02min
Czas na 5 km - 29.59 min

PRZED BIEGIEM

Glikemia 109 mg/dL + 4,5 WW (isostar 600ml) + insulina 3j

PO BIEGU

Glikemia 104 mg/dL

16 lis 2012

Więcej niż kwartalnik, czyli podsumowanie dotychczasowego biegania z cukrzycą

Biegam już cztery i pół miesiąca. W międzyczasie wystartowałem w dwóch biegach, na 5 i 10 kilometrów. Trudno powiedzieć że odniosłem spektakularny sukces na tych dystansach ale nie byłem ostatni. Oba biegi kończyłem w świetnym humorze mniej więcej w połowie stawki.
Myślę, że czas na pierwsze podsumowanie biegania z cukrzycą i kilka spostrzeżeń.

Biegać zacząłem w lipcu - początki były trudne. Pierwsze biegi były bardzo męczące i z reguły wahały się miedzy 500m a 1 kilometr. W całym lipcu przebiegłem 8,22 kilometrów a średni dystans to 1,1 km. a średnie tempo na kilometr to 10,03 minuty. Mało? Nawet bardzo mało ale początki zazwyczaj bywają trudne.

W sierpniu biegałem już częściej, dalej i szybciej. Średnia długość biegu to 3,8 km. czyli ponad trzy razy więcej niż w poprzednim miesiącu. Średnie tempo kilometra w sierpniu to 7,51 minuty czyli przyspieszyłem o ponad 2 minuty na kilometrze. Ogółem w sierpniu przebiegłem 77,64 kilometrów, a więc prawie dziesięciokrotnie więcej niż w lipcu.

Wrzesień rozpoczął się startem w biegu na 5 kilometrów. Bieg skończyłem z wynikiem 32,38 minuty i średnim tempem na kilometr 6,32 minuty. Średni dystans biegu we wrześniu to 7,7 km. Biegałem również szybciej - średnia czas na kilometr to 6,51 minuty. Łączny dystans z września - 131,44 kilometrów.

Październik był miesiącem przyspieszania. Po raz kolejny zwiększyłem tempo biegania. Średnio do 6,11 minut na kilometr. Dystans biegu wydłużył się do 9,1 kilometrów. Łącznie przebiegłem 100,82 kilometrów, mniej niż we wrześniu. Zwiększenie bieganych dystansów i tempa kosztowało mnie więcej wysiłku, a więc przerwy regeneracyjne musiały być częstsze. Październik to również start w biegu na 10 kilometrów. Oficjalny wynik to 1 godzina 4 minuty i 36 sekund. Założeniem było przebiec te 10 kilometrów w czasie około 1 godziny i 15 minut, dlatego wynik jaki uzyskałem był satysfakcjonujący, chociaż pojawiło się marzenie pokonania godziny na tym dystansie.

Listopad. Trudno mówić o podsumowaniu w listopadzie - staram się biegać dalej i szybciej. Zarejestrowałem się do Półmaratonu Warszawskiego i rozpocząłem do niego przygotowania. Plan treningowy rozłożony na 24 tygodnie zakończone startem 24 marca.

Tyle w liczbach, ale co dało mi to bieganie przez ponad 4 miesiące. Bardzo dużo! Na ostatnich badaniach kontrolnych okazało się, że udało mi się uzyskać stan normoglikemii  a co za tym idzie incydenty hiperglikemii zdarzyły mi się może 2 razy. Hemoglobina glikowana na ostatnim badaniu wyszła na poziomie 5,4. Cholesterol na bardzo dobrym poziomie. Ogólnie rzecz ujmując wspaniałe samopoczucie. Przez te 4 miesiące zredukowałem wagę o mniej więcej 10 kilogramów! Mniej się męczę na co dzień, znacznie poprawiła się wydolność organizmu, lepsze dotlenienie. Najlepsze jednak jest to, że znacząco poprawiło się wyrównanie cukrzycy i wrażliwość na insulinę. Dzięki bieganiu mogłem zredukować dawki insuliny (przy długich biegach to nawet konieczność), chodzi mi jednak o redukcję dawek insuliny na co dzień, przed posiłkami. Organizm reaguje lepiej na podawaną insulinę.
Jakie jeszcze korzyści płyną z biegania? Unormował mi się plan tygodnia co w przypadku cukrzycy nie jest bez znaczenia. Zyskałem nową pasję i narzędzie walki z chorobą. Już nie muszę się z nią zaprzyjaźniać, nie muszę jej lubić - mogę nad nią zapanować, mogę jej dokopać. To ja kontroluję chorobę, a nie ona mnie. To dla mnie bardzo ważne!

Dalsze plany - Półmaraton Warszawski w marcu, w styczniu, jeśli będzie rozgrywany, bieg na 5 kilometrów "Policz się z cukrzycą" - przy okazji finału wielkiej orkiestry świątecznej pomocy. Potem Maraton Warszawki i zaraz po nim Biegnij Warszawo na 10 kilometrów. Tutaj mam pewne obawy - start w Biegnij Warszawo będzie tydzień po maratonie - więc może się okazać, że ten bieg będzie tylko i wyłącznie imprezą dla samego uczestnictwa.

Po czterech miesiącach biegania z cukrzycą mogę wszystkim śmiało powiedzieć - Biegajcie, bo warto, biegajcie by czuć się lepiej, biegajcie by żyło wam się lepiej i lżej!

Po czterech miesiącach biegania z cukrzycą mogę wszystkim śmiało powiedzieć - Biegajcie, bo warto, biegajcie by czuć się lepiej, nie koniecznie po to by bić rekordy, robić to wyczynowo czy nawet startować w zawodach i walczyć o miejsca... Biegajcie dla samych siebie, życie staje się prostsze, zyskacie świetny sposób spędzania czasu, a z czasem może zaczniecie biegać w ulicznych biegach dla przyjemności obcowania z innymi ludźmi którzy również lubią się ruszać. Biegajcie, a dzięki temu poznacie nowych ludzi i spojrzycie na wiele spraw z innej perspektywy.


14 lis 2012

Półmaraton Warszawski (Trening 51)

Znam już numer startowy. 24 startuje z numerem 1004.
Dzisiaj zacząłem realizować plan treningowy do półmaratonu rozłożony na 24 tygodnie. Dzisiaj spokojna "dycha" czyli godzinka biegania. Tak wynika z planu.

Po wczorajszych 14 kilometrach dzisiaj po 7 kilometrze poczułem odrobinę zmęczenia. Powiedziałbym nawet, że mały kryzys. Szybko jednak udało mi się go przezwyciężyć. Kiedy minąłem 7 kilometr przyszło mi do głowy żeby skręcić do domu, wziąć gorącą kąpiel i odpocząć, ale czy na półmaratonie po przebiegnięciu np. piętnastego kilometra skręcę na relaks? Oczywiście, że nie, zacisnę zęby i pobiegnę dalej. Nie pozostało mi zatem dzisiaj nic innego jak tylko dobiec do kompletnej dziesiątki. Tak właśnie się stało. Jestem z tego zadowolony. Myślę, że treningi to nie tylko kolejne kilometry, to również przezwyciężanie słabości, chwilowych kryzysów. Tylko w ten sposób można przygotować się na długie biegi i wyzwania z jakimi przyjdzie zmierzyć się na trasie.

Trening to nie tylko kolejne wybiegane kilometry, to również pokonywanie własnych słabości i kryzysów jakie pojawiają się podczas treningów, a które z cała pewnością mogą nas dotknąć podczas startów. Tylko tak nauczymy się reakcji swojego organizmu, określimy granice, wyznaczymy nowe. To ważne by znać swoje ograniczenia.

TRENING (51)

Dystans 10,05km   czas 1h 03:07min   Średni czas na 1km - 6:17min

PRZED BIEGIEM

Glikemia 98 mg/dL + 2,4WW (batonik)

PO BIEGU

Glikemia 86 mg/dL

Półmaraton Warszawski

Właśnie dokonałem rejestracji do Półmaratonu Warszawskiego! 24 Marca 2013 roku staje na starcie pierwszego biegu, który ma w nazwie maraton. Co prawda to na razie połowa maratonu ale jest to również połowa drogi do pełnego Maratonu Warszawskiego. Jest jeszcze sporo czasu na przygotowania i mam nadzieje, że uda mi się pobiec całkiem nieźle. Do zobaczenia na starcie!

13 lis 2012

Już po zimie? (Trening 50)

Po Niepodległościowym truchtaniu po Łódzkim parku dziś czas na pełnowymiarowe bieganie. Na zewnątrz chłodno choć trudno powiedzieć, że wyjątkowo zimno. Mimo to wypada owinąć czymś gardło i w drogę. Po ostatniej przerwie dziś dalsze rozbieganie, a zatem 10 kilometrów powinno wystarczyć. Tempo - zobaczymy jakie wyjdzie. Zakładam, że dzisiejsze bieganie będzie spokojne dla nabrania formy bo po chorobie bardziej przypomina foremkę niż formę.

Powietrze dziś rześkie, pachnie liśćmi i jesienią. Jest wspaniałe! Z każdym głębokim oddechem czuję jak przypływają nowe siły, niesamowite uczucie - jak napełnianie balona powietrzem. Przez kilkaset pierwszych metrów rozkoszuję się każdym wdechem, każdą kolejną porcją powietrza, które czuję jak dociera do każdego zakamarka mojego ciała. Po pierwszym kilometrze nie czuję już bólu głowy. Czuję się świeżo i wspaniale, jak po porannym prysznicu i doskonałej kawie. Wpada mi do głowy taka myśl, "a może troszkę więcej niż 10 kilometrów?"

Biegnę kolejne kilometry, nad dolinką służewiecką unosi się gęsta mgła rozświetlana latarniami i światłami pobliskich bloków, przecinają ją czarne cienie bezlistnych gałęzi drzew. Widok jak z opowiadań Kinga. W tej niesamowitej scenerii docieram w końcu do 10 kilometra i zamiast skręcić do domu biegnę jeszcze kawałek. Do domu wracam po kolejnych prawie 4 kilometrach.

TRENING (50)

Dystans 13,74km   czas 1h 27:00min   Średni czas na 1km - 6:20min
Czas na 5km    - 30:58 min
Czas na 10km  - 1:02:47min

PRZED BIEGIEM

Glikemia 135 mg/dL

PO BIEGU

Glikemia 102 mg/dL

11 lis 2012

Prywatny bieg Niepodległości

Jakiś czas temu przeszła mi przez głowę myśl o starcie z Biegu Niepodległości w warszawie, rozważając jednak różne opcje zdecydowaliśmy na spokojne dzień w gronie rodzinnym. Wybraliśmy się zatem do Łodzi do moich rodziców. Przepiękna pogoda zdopingowała nas do pobiegania po Łodzi. Celem była Manufaktura. Miał być to bieg na około 10 kilometrów i taki właśnie był, lecz do manufaktury nie dotarliśmy, po drodze na naszej trasie był Park Julianowski. No właśnie - piękna pogoda jesień, kolorowe liście i wiewiórki skutecznie zatrzymały nas na dłużej. Zrobiliśmy zatem kilka kółek po parku, trochę pospacerowaliśmy i potruchtaliśmy do domu. Takie właśnie było leciutkie rozbieganie po prawie dwóch tygodniach przerwy w bieganiu i tak wyglądało nasze prywatne uczczenie dnia Niepodległości, bo czy trzeba stawać w szeregu, czy trzeba się deklarować, przebierać i opowiadać po którejś ze stron by świętować niepodległość, patyjotyzm i narodowe wartości?

P.S.
Patrząc w telewizor ogarnia mnie smutek, że to co winni jesteśmy czcić, świętować mylimy z paleniem rac, rzucaniem kamieniami, wyzwiskami i wzajemnymi obelgami...

10 lis 2012

Po przerwie...

Jutro pierwszy bieg od bez mała dwóch tygodni przerwy. Najpierw było przeziębienie, potem rotawirus i trochę spraw natury zawodowej. Koniec roku zazwyczaj obfituje w różnego rodzaju nagromadzenie zawodowych wydarzeń, spraw i problemów. Nie inaczej jest w moim przypadku.

Są rownież i zdarzenia całkiem miłe. Dwa dni temu dotarły do mnie zamówione buciki do biegania. Całkiem niebieskie, zupełnie jak mój blog, z czarnymi wykończeniami. Butki zamówione w Nike z podpisem na językach.

Jutro bieg po Łodzi. Kajtek zostaje z dziadkami, a my będziemy mieli w końcu okazje pobiegać razem. Ustalamy, że biegniemynspokojną dychę z półmetkiem w Manufakturze. Postaramy sie o zdjęcie biegowe z tego cudownego miejsca. Nie mam tu na myśli obecnej jego funkcji ale niecodzienność architektury tego miejsca.

5 lis 2012

Relaks i rozkosz, również dla podniebienia

W związku z ostatnimi przejściami, dzisiaj jeszcze dzień odpoczynku, ale również kulinarnych uniesień. Przyszła mi ochota na coś naprawdę wspaniałego! Tarta z ciasta francuskiego z pomidorami i kozim serem. Danie niezwykle proste chociaż trudno powiedzieć, że szybkie. Główna trudność leży w cieście francuskim, a raczej w czasochłonności jego przygotowania.

O cieście odrobinę później i choć można kupić gotowe płaty ciasta francuskiego zawsze najlepsze jest ciasto zrobione w domu z odpowiednio dobrych składników. Istotne jest szczególnie masło. Przyjmijmy jednak, że ciasto mamy już gotowe zrobione przez siebie lub kupne. Co potrzebujemy oprócz tego?

Wartości odżywcze:
Tartę dzielimy na 2 osoby czyli 1 porcja to około 46g węglowodanów a więc około 5WW

Składniki:
Mniej więcej na 2 osoby i jeszcze jedna malutką :)

300-330 g ciasta francuskiego
2 puszki pomidorów całych
300 g sera koziego (bardzo dobry jest ser kozi typu feta ale polecam mieszanie go np
                                z twardym dojrzałym serem kozim)
oliwa z oliwek
zioła prowansalskie

Sposób przygotowania:

Pomidory wyjmujemy z puszek na sito i odsączamy dokładnie z sosu i wody. Trzeba zrobić to naprawdę dokładnie ponieważ potem będzie problem z przepieczeniem ciasta w piekarniku jeśli trafi na nie zbyt dużo płynu. Sery lub sery kroimy w dość grubą kostkę - im bardziej lubimy sery tym grubsza może ona być, najlepiej jednak jeśli jest to kostka około 1 - 1,5 cm.
Ciasto rozwałkowane na placek o grubości 3-4 mm wykładamy do żaroodpornego naczynia tak, by i dno i boki były nim wyściełane. Układamy odsączone pomidory na cieście. Na pomidorach rozkładamy ser. Całość skrapiamy oliwą i opruszamy ziołami prowansalskimi.
Jeśli zostało nam odrobinę ciasta, możemy udekorować tartę paskami ciasta w fantazyjne wzorki.
Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni lub około 180 stopni z termoobiegiem. Wstawiamy tartę. Ciasto francuskie łatwo się pali warto więc często zaglądać co dzieje się w piekarniku, bo danie będzie gotowe w ciągu kilku, kilkunastu minut. Smacznego!.

Jeśli lubimy możemy stosować pieprz, ale ostrzegam przed solą! Sery kozie są dość słone - dodatkowo w piekarniku tracą wodę, dla większości danie powinno być wystarczająco słone bez dodatkowego solenia.

4 lis 2012

Biohazard czyli moje dziecko chodzi do przedszkola

Dziś wpis post factum, rzecz bowiem dotyczy minionego pierwszego listopada. Każdy rodzic mający swoją pociechę w przedszkolu i to bez względu na to czy prywatnym czy państwowym z pewnością będzie wiedział o czym mowa.

Dla nie wtajemniczonych jednak słowo wyjaśnienia. Dzieci przebywające w przedszkolach przynoszą ze sobą różne "różności", zabawki, maskotki i coś bardziej osobistego - choroby, wirusy i inne bakterie... Jedne z tych różności zostają w przedszkolu inne zaś z kolejnymi dziećmi wędrują dalej, np do domów dzieci a tam czynią istne spustoszenie. Nie inaczej jest i w naszym przypadku. Za każdym razem gdy choruje nasz syn my kolejno w mniejszym lub większym stopniu chorujemy razem z nim.

1 listopad nie różnił się niczym wyjątkowym od innych pierwszych listopadów no może poza tym że mieliśmy spędzić go w domu za względu na anginę panującą u nas w domu. Po południu zatem postanowiłem pobiegać. Planem było 15 kilometrów bez względu na tempo - ot po prostu bieganie.
W domu znalazłem się po 30 minutach z przebiegniętymi zaledwie 5 kilometrami, zlany zimnym potem ledwo trzymając się na nogach i zupełnie zdezorientowany co się tak naprawdę stało. Pomyślałem, że coś z cukrem - jakiś głęboki spadek... Mierzę i nic wszytko w normie... Zjadłem zatem coś i położyłem się na moment.

Obudziłem się po 2 godzinach z potwornymi mdłościami, bólem stawów. W zasadzie to bolało mnie dokładnie wszystko o żołądka i mięśni przez stawy na skórze skończywszy. Najmniejszy ruch sprawiał ból a pokonanie 8 metrów między łóżkiem a łazienką było wyzwaniem dla ultrabiegacza. Szybko okazało się, że tą drogę tej nocy będę pokonywał jeszcze wiele, wiele razy. Potworny ból, zmęczenie graniczące z wyczerpaniem i nie ustająca biegunka z wymiotami - takie miało być moje najbliższe 48 godzin. Był!

Po dwóch dniach i  dwóch nocach męczenia się cała choroba odeszła jak ręką odjął. Po prostu z minuty na minutę było coraz lepiej. Brakuje mi za to prawie 4 kilogramów wagi i pozostały koszmarne wspomnienia. Tak przechodzi się rotawirusa przyniesionego przez dziecko z przedszkola. Szczęśliwie mały przechodził to o niebo łagodniej.

Tak sobie myślę, że przedszkola obok tablicy informacyjnej o nazwie itp powinny mieć znaczek biohazard - bo podobnym świństwem można się zarazić tylko w tajnych laboratoriach testujących broń chemiczną.

W związku z powyższym najbliższe bieganie zaraz po tym jak odpocznę, dojdę do siebie, odrobinę się zregeneruje. Mam nadzieje, że koło wtorku, może środy wrócę do biegania.

30 paź 2012

Pierwsze zimowe bieganie (Trening 48)

Dziś po małej przerwie lub raczej nie regularności w bieganiu i tym bardziej blogowaniu powrót i to w niezłym stylu. W dodatku tej jesieni zastała nas zima, całkiem tęga, a więc pierwsze "zimowe" bieganie. Pierwsze bo nie miałem jeszcze okazji biegać w śniegu, na lodzie i przy lekkim mrozie. Cóż bieganie w takim wydaniu zbytnio się nie różni od biegania jesiennego, trzeb się troszkę cieplej ubrać, opatulić szyję, ostrożniej oddychać i to wszystko - reszta już zupełnie taka sama.

Oddychanie - no właśnie to jest element, który delikatnie trzeba zmodyfikować. Jak tylko się da oddychajmy nosem, wówczas wdychane powietrze szybciej się ogrzewa i możemy być spokojni o nasze gardła. Jednak zdarzyć się może, że musimy oddychać przez usta. Całe zimne powietrze podczas wdechu szybko trafia do naszego gardła i... i nie dość, że silnie je wychładza to jeszcze bardzo wysusza. Oba te czynniki prowadzą do silnego podrażnienia i/lub infekcji. Jest na to rada. Biegając w zimnym, mroźnym powietrzu, gdy oddychamy przez usta wystarczy, że przesuniemy język jak najbliżej ust i zębów, układając go tak by wdychane powietrze dostawało się dość wąską szczeliną i opływało go ze wszystkich stron. Powietrze ogrzewa się wówczas i nie podrażnia tak bardzo naszych gardeł. Jest natomiast jeden minus - może być tak, że wygląda się wówczas dość... idiotycznie, biegnąc z prawie wypchniętym językiem i w dodatku z niezbyt inteligentną miną. Tak czy inaczej - nie raz sprawdzałem, przy zimnym powietrzu i bez względu na wygląd oddycha się wydajnie i zachowuje się zdrowe gardło.

Podczas biegania w zimnie staraj się oddychać przez nos.
Jeśli jest to nie możliwe staraj się oddychać "przez język", chociaż 
w części ogrzejesz wdychane powietrze i unikniesz podrażnień
lub infekcji gardła.

Teraz o samym bieganiu.
Mimo chłodu biegało mi się świetnie. Od biegu w "Biegnij Warszawo" podjąłem decyzję o zwiększaniu tempa i dystansu. To właśnie mi się udaje. Biegam szybciej i dalej. Średni bieg po ulicznym, warszawskim bieganiu ma powyżej 10 kilometrów i jest szybszy o 30 - 40 sekund na każdym kilometrze.

TRENING (48)

Dystans 13,1km czas 1:21:55 min   Średni czas na 1km - 6,13min
Czas na 5km   - 31:00 min
Czas na 10km - 1:02:09 min

PRZED BIEGIEM

Glikemia 94mg/dL + 3WW + 3j insuliny

PO BIEGU

Glikemia 80mg/dL

Wracamy po zmianach...

Po zmianach i po przerwie wracamy do biegania i blogowania. Lekka choroba, ale i masa zajęć zawodowych odrobinę odciągnęła mnie od biegania. Tak naprawdę bardziej od uzupełniania bloga bo brakuje wpisów o 3 biegach. Uzupełnię przy okazji. Do zobaczenia dziś wieczorem po biegu!

11 paź 2012

Trening 42 - Realizuję plan

TRENING (42)

Dystans 5,5km czas 31:44min   Średni czas na 1km 5,46min   Czas na 5km 28,49min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 180mg/dL + 4j insuliny

PO BIEGU:

Glikemia 88mg/dL

Realizuję ostatnie założenia. Kolejny bieg, odrobinę dłuższy i minimalnie szybszy. Powiedzieć można, że bardzo porównywalny jednak trzymam się swoich własnych wytycznych. Średni czas poniżej 6 minut - jest, wydłużony dystans - również jest.
Bieg dłuższy jedynie o pół kilometra ze względu na troszkę zbyt obfity obiad - mój najczęstszy błąd przy bieganiu, ale wśród całej mnogości zajęć związanych z pracą zupełnie zapomniałem, że dziś dzień biegowy. Mimo, iż wynik dziś lepszy niż poprzednio to sam bieg nieco trudniejszy - wszystko rzecz jasna przez zbyt małą powściągliwość przy jedzeniu.

Dziś otrzymałem maila od Roberta Mańkowskiego, który dzięki swej uprzejmości i wiedzy pomaga mi w przygotowaniach do biegania oraz w zrozumieniu mechanizmów jakie zachodzą w naszych organizmach podczas wysiłku fizycznego. Teraz omawiamy temat drogi węglowodanów w naszym ciele przed i podczas biegu i to nie tylko u diabetyków. To ważny temat u osób trenujących, a tym bardziej ważny i złożony u osób z cukrzycą. Niebawem relacja z naszych rozważań.

Przy okazji gratuluję Robertowi ukończenia górskiego maratonu Jungfrau! To niezwykły bieg rozgrywany w Alpach z metą na wysokości 2100 m n. p. m. Jestem pełen podziwu i uznania! Zobaczcie relację z tego biegu - warto!

10 paź 2012

Trening 41 - "Postartowe" refleksje

TRENING (41)

Dystans 5km  czas 29,19min  Średni czas na 1km 5,47min

PO BIEGU:

Glikemia 125mg/dL

W niedzielę startowałem w Biegnij Warszawo. Minęły dwa dni, odpocząłem i znalazłem odrobinę czasu na refleksję na biegiem. Niedzielny wynik nasuwa konkretny wniosek. Mogło być lepiej. Na pewno mogło być szybciej. Z takim założeniem podszedłem do dzisiejszego biegu. Silny wiatr wcale nie ułatwiał treningu a jednak wszystkie
5 kilometrów przebiegłem w tempie poniżej 6 minut. Zazwyczaj moje czasy przy tym dystansie wynosiły powyżej 30 minut - z reguły około 32 z sekundami. A więc dzisiejszy czas w nie najlepszych warunkach obcina od średniego wyniku około 2-3 minut!!! Zatem przynajmniej tyle samo o ile nie więcej można urwać z 10 kilometrów co dawałoby wynik poniżej godziny. Co zatem się stało? Cóż - nic takiego biegam za ostrożnie zostawiając sobie zbyt duży margines i zapas energii. Biegam za wolno. Jeśli w przyszłym roku mam pobiec maraton w dodatku we w miarę przyzwoitym czasie należy zintensyfikować treningi. Obrać konkretny program i biegać szybciej. Muszę jeszcze lepiej poznać reakcje swojego organizmu by tak jak podczas Biegnij Warszawo nie musieć zbyt ostrożnie interpretować sygnałów jakie wysyła moje ciało.

Od teraz pierwszą modyfikacją moich biegów będzie zwiększanie tempa. Do tej pory starałem się utrzymać tempo poniżej 7 minut na kilometr ale powyżej 6. Najczęściej było to około 6.20 - 6.40 minuty na kilometr. Teraz zwiększymy prędkość i zmniejszymy tempo o minutę na kilometrze. Tempo na najbliższe biegi to 5.20 - 5.50min na kilometr. Kto nie przekracza swoich własnych granic ten stoi w miejscu.

W kolejnych biegach będę starał się utrzymywać założone tempo 5 minut i wydłużać dystans o kilometr podczas każdego następnego biegu, aż dojdę do dystansu
10 kilometrów. Następnym krokiem będzie wydłużenie dystansu do 15 kilometrów. Docelowo chciałbym biegać w cyklu 1 dzień biegowy 1 dzień regeneracji na dystansach od 5 - 15 km. Taki cykl chciałbym utrzymać do końca tego roku.
1 dzień - bieg 5km, 2 dzień - odpoczynek 3 dzień - bieg 10 km, 4 dzień - odpoczynek,
5 dzień - bieg 15km. Taki jest mój plan treningowy z założeniem utrzymywania 5-cio minutowego tempa.

Myślę cały czas o wprowadzeniu treningów interwałowych ale nie do końca mam na to jasną koncepcję. Być może ten dystans 5 kilometrów powinien być treningiem interwałowym.

Starty w zawodach lub biegach ulicznych są dobrą okazją do podsumowań i wyciągania wniosków. Myślcie o swoim bieganiu, analizujcie swoje osiągnięcia. Wyznaczajcie sobie nowe cele, modyfikujcie plany treningowe, by rozwijać swoje możliwości. Pamiętać należy zawsze, by słuchać swojego organizmu i jeśli pojawia się coś co was niepokoi, konsultować to z lekarzem.

Zwiększanie wysiłku powinno odbywać się stopniowo, najlepiej po konsultacji z lekarzem prowadzącym waszą cukrzycę. Najważniejsze jednak, by obserwować swoje reakcje na zwiększoną aktywność i w razie potrzeby zrezygnować ze wzmożonego wysiłku. 

Niedzielny krajobraz czyli Biegnij Warszawo

Medal pamiątkowy
Biegnij Warszawo 2012
Otwieram oczy, za oknem jeszcze szaro. Przyglądam się zaspany próbując zrozumieć czy półmrok na zewnątrz jest wynikiem zbyt wczesnej pory, brzydkiej pogody czy może mojego zaspania. Głowa opada mi na poduszkę... Zamykam oczy, odprężam się i relaksuję się przed wstaniem. Wiem, że powinienem już wstać ale jeszcze chwila w ciepłej pościeli to perspektywa, której trudno się oprzeć. 10 minut później budzik wyraźnie daje do zrozumienia, że jest już 7 i trzeba wstać. Nieco chłodny poranek, powietrze rześkie, może nawet zimne. Staje w oknie - wbrew wcześniejszym prognozom, pogoda zapowiada się ładnie. Odrobina ciepłego, jesiennego słońca już się pojawia.

Śniadanie.

Po 30 minutach i szybkim prysznicu jestem już gotowy do śniadania. No prawie gotowy. Jeszcze pomiar glikemii - 94mg/dL. Zanim zacznę śniadanie insulina 5j. Celowo odrobinę mniej niż wymaga tego posiłek - chcę minimalnie podnieść poziom cukru przed startem.  Jak na diabetyka bardzo nietypowe śniadanie - batonik żelkowy z soku malinowego, bardzo dobry bez konserwantów, bez sztucznych substancji żelujących - po prostu sok owocowy odparowany żelowany w naturalny sposób i batonik kokosowy z czekoladą
i bakaliami. Do tego zielona herbata z marakują i malinami lekko słodzona cukrem brzozowym. Całe "śniadanko" około 6WW. Mała masa, łatwo przyswajalne węglowodany. Nie często mogę sobie pozwolić na takie cuda. To jeden z wielkich plusów biegania - choć ostrożnie i pod dużą kontrolą to dzięki aktywności fizycznej czasem mogę pozwolić sobie na więcej przyjemności niż normalnie. Śniadanie wprawia mnie w doskonały nastrój.

Po drodze.

Jest jeszcze sporo czasu do startu, a my jesteśmy już gotowi. My - bo nie biegnę sam. Pomijając oczywiści kilkanaście tysięcy innych biegaczy, biegnie ze mną najważniejsza dla mnie osoba - moja partnerka. Na miejsce wybieramy się niecałą godzinę wcześniej. Trzeba gdzieś przecież zaparkować.
Po drodze mimo iż przemieszczamy się swoim samochodem da się zauważyć przed biegowe akcenty. Mnóstwo osób podążających w tym samym kierunku w charaktery- stycznych strojach. Znak rozpoznawczy czarne koszulki z zielonym logiem.
Na miejscu jesteśmy na 30 minut przed startem.
Idziemy w kierunku linii startu. Coraz więcej osób pojawia się wokół nas. Biegacze, kibice, osoby biorące udział w marszu. Wszyscy podekscytowani. Ci którzy nie byli na rozgrzewce teraz rozciągają się, rozgrzewają mięśnie, starają się rozruszać.

Start.

Jest już całkiem tłoczno. Koniec rozgrzewek. Nie ma na to miejsca. Zrobiło się głośno. Wszyscy się śmieją, głośno rozmawiają żartują. Wieka ekscytacja, Obok nas stoi auto
z którego mówi do nas wszystkich Robert Korzeniowski zagrzewając nas do współzawodnictwa, ale przede wszystkim do doskonałej zabawy. Odliczanie...
Ruszamy! Najpierw powoli, wręcz chodem, potem kiedy stopniowo stawka się rozciąga przyspieszamy i wreszcie zaczynamy biec. Linię startu przekraczamy już w swoim tempie.

Trasa.

Biegnie się świetnie - czuję że to dobry dzień. Magda też daje mi znać, że biegnie jej się dobrze. Początkowo nie zwracam uwagi na otoczenie, biegnie mnóstwo osób - stawka się ustawia, jedni nas wyprzedzają inni zostają za nami. Część biegnie szybko do przodu, ale są i osoby które już na pierwszym kilometrze zmieniają bieg w marsz. Koło 2 kilometra zauważamy starszą panią. To świetnie, że osoby starsze biegają i uczestniczą w masowych biegach ulicznych.

Biegniemy dalej, mniej więcej na 4-5 kilometrze jest górka. Ktoś kto biega górskie maratony powie - górka? jaka górka? Jednak jest - widać to dokładnie - większość wyraźnie zwalnia, niektórzy idą. Nasz cel jest utrzymać tempo. Jest ciężko. Pomaga wyznaczanie małych celów - do latarni, do zakrętu, do znaków - tutaj to prawie kończy się wzniesienie. Jeśli dobiegniemy do znaków będzie już łatwiej, a poza tym za moment będzie stanowisko z wodą. Wbiegamy na górę - spoglądam na zegarek - tempo utrzymane. Uśmiechamy się do siebie - jest dobrze - pierwszy cel osiągnięty. Górka nas nie spowolniła!

Niestety pojawia się przykry ból pod kolanem, jakieś napięcie, naciągnięcie - rozprasza mnie. Teraz jest delikatnie z górki - muszę wyrównać oddech po podbiegu i choć na moment odciążyć kolano. Dać mu odpocząć... Następny kilometr upływa mi właśnie na tym, wyrównywanie oddechu, "leczenie" kolana lub raczej tego co zaczęło boleć. Pojawia się dodatkowy efekt, który przypomina mi o cukrzycy. Wewnętrzne rozedrganie...
Czyżby spadek glikemii? Chyba nie możliwe - przed startem było 130mg/dL jestem na
6 kilometrze - czas wcale nie najlepszy - szybka kalkulacja. Wychodzi mi, że to mało prawdopodobne. Może to efekt zdenerwowania kolanem. Na wszelki wypadek nie przyspieszam mimo, że Magda namawia mnie na zwiększenie tempa i popracowanie na lepszy czas. Wszystko mija dopiero na 7 kilometrze.

Przyspieszamy. Na 8 kilometrze duże górka - tym razem zbiegamy w dół. Zgodnie z wcześniejszymi założeniami nie zwalniamy - rozciągamy krok, i biegniemy w dół tak szybko jak się tylko da. Potem okaże się że to był najszybszy kilometr! Mijamy wiele osób, które skracają krok i przez to mocno zwalniają. Z doświadczenia już wiem, że na takich odcinkach bardziej męczy spowalnianie biegu niż, bieg w tempie jaki dyktuje teren. Jesteśmy na dole. Jeszcze tylko zakręt i ostatnia prosta - ostatni kilometr.

Odbiegamy kilkaset metrów od zakrętu. Jedyna na czym jestem skupiony to wiadukt przede mną - zaraz za nim jest meta. Tylko to widzę - to mój cel. Zmęczenie daje znać o sobie, ale kiedy skupiam uwagę na widocznej już mecie, nie czuję napiętych ud, bolących łydek. Biegnę.... W skupieniu przeszkadza tylko coraz głośniejszy dźwięk karetki, na pewno tuż, tuż za plecami, rozglądam się, zbiegam na bok. Pogotowie mija mnie i kilkoro innych biegaczy skręca zaraz przed nami i zatrzymuje się na przystanku. Siłą rzeczy zwalniam, odwracam głowę. Na przystanku leży jeden z biegaczy lub biegaczek. Posta owinięta w koc termiczny, koło niej krzątają się lekarze. Ciarki przebiegają po plecach. Biegnę jednak dalej. Nie przydam się tutaj w żaden sposób. Przyspieszam... Mijam kolejne osoby - aż dziw bierze skąd człowiek bierze takie pokłady energii przed metą. Jest minąłem linię mety - już po wszystkim. Powoli razem z całą masą zmęczonych lecz szczęśliwych biegaczy przesuwamy się do przodu po pamiątkowe medale.

Mamy już medale i wodę - teraz musimy odnaleźć naszego synka. Miał nam kibicować razem z dziadkami na mecie. Na pewno gdzieś tutaj jest. Rozglądamy się uważnie. Jest malec u dziadka na rękach również nas zobaczył i macha do nas łapkami. Dochodzimy do niego - przytula nas i woła - mama tata wygraliście... to niesamowite - łzy same napływają do oczu - właśnie po to warto było biec te 10 kilometrów.

Atmosfera.

Jest coś niesamowitego w biegach masowych. Pozytywne wibracje, uśmiechnięci ludzie, poczucie przynależności do grupy ludzi, którzy mimo wielu różnic, odmienności poglądów, wyznania, koloru, pochodzenie zjawiają się na starcie i biegną razem. Nic innego nie ma znaczenia - ważna jest tylko idea biegania, robienia razem tego co wszyscy kochamy - bieg.

Na trasie pojawiają się uśmiechnięci kibice. Część to osoby które specjalnie wybrały się na trasę biegu by nam wszystkim kibicować, inni to przypadkowi przechodnie cierpliwie czekający, kilkunastotysięczny, niekończący się tłum przebiegnie. Wszyscy jednak życzliwi, uśmiechnięci, zagrzewający nas do biegu i większego wysiłku. Mijamy wile osób z małymi dziećmi, które przyszły popatrzeć i kibicować pasjonatom biegania. Wspaniałe jest to, że rodzice uczą swoje pociechy tak pozytywnych odruchów jak ciepłe kibicowanie amatorom na trasie biegów. Kto wie może za kilka lat na trasach biegów ulicznych będzie nam kibicowało znacznie więcej osób niż teraz.
Choć doping wspaniały to trudno porównywać go z tłumami kibiców jakie przybywają na trasy takich biegów jak choćby maraton w Nowym Jorku.

Organizatorzy nie zawiedli. Duże przedsięwzięcie zorganizowane w naprawdę dobry sposób. Łatwość poruszania się, dobre zabezpieczenia trasy, wolontariusze pomocni we wszystkim z czym biegacze się do nich zwracali. Brawo! Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej.

Po biegu.

Jesteśmy w domu z bliskimi. Kibicowali nam rodzice, nasz synek i ciocia. Czujemy się zmęczeni, ale jakże szczęśliwi. Odbieramy gratulacje, rozmawiamy o biegu, opowiadamy. Udało się nam przebiec odrobinę powyżej godziny. Ponieważ ostatni kilometr biegliśmy osobno nasze czasy nieco się różnią. Magda przebiegła dystans
w 1 godzinę 4 minuty 6 sekund, ja w 1 godzinę 4 minuty 36 sekund. Jesteśmy zadowoleni. Kiedy powstał pomysł wzięcia udziału w tym biegu zakładaliśmy, że przebiegniemy
te 10 kilometrów w godzinę i 15 - 20 minut. Udało nam się w godzinę i 4 minuty to spora różnica i dowód na to, że biegając regularnie nasza forma podnosi się, zwiększa się wydajność organizmu a co za tym idzie jesteśmy zdrowsi.

Już teraz myślimy o starcie w przyszłorocznym biegu Biegnij Warszawo. Tym razem jednak wynik koniecznie poniżej godziny. Może 50 minut. Do zobaczenia w przyszłym roku na trasie biegu.

6 paź 2012

Jesienne śniadanie - Mleczna zupa dyniowa z grzanką

Mleczna zupa dyniowa
Jutro start w Biegnij Warszawo, a więc dzisiaj czas na węglowodany w podwyższonej dawce.
Dwa dni temu Kajetan z przedszkola przytargał małą dynię. Dzieciaki były z wycieczką na farmie na której hodowane są dynie. Skoro zatem znalazł się już u nas w domu powycieczkowy prezent w postaci pięknej pomarańczowej dyni należało coś z tym zrobić. Przypomniały mi się jesienne śniadania u mojej babci z dyni właśnie. Zupa mleczna z dyni - kiedy przypominam sobie ten słodkawy smak babcinej zupy moje wspomnienia wędrują daleko do dziecięcych lat. Mimo upływu lat doskonale pamiętam ten prosty ale wspaniały przepis.

Wartości odżywcze:
1 porcja czyli około 200ml zupy + grznaka 60g
Energia [kcal]: 302
Węglowodany [g]: 58 - 6 WW (sama zupa mleczna bez grzanki około 33 3WW)

Składniki:
Dwie i pół porcji (nietypowo, ale tak u nas wychodzi - dwie dorosłe osoby i 4-ro letek)

300g dyni obranej
1/2 litra mleka 2%
3 morele suszone
1/2 łyżki masła
180g pieczywa
kurkuma
1 łyżka płaska cukru brzozowego (ksylitol)
rodzynki do dekoracji

Sposób przygotowania:

Mleko wlać do garnka (najlepiej odrobinę większego bo będzie nam potrzebne troszkę miejsca). Obieramy dynie ze skórki, kroimy w kostkę 1-1,5cm. Do mleka dodajemy dynie i morele i gotujemy, aż kawałki rozgotują się. W międzyczasie dodajemy masło i odrobinę kurkumy. Kurkumy dodajemy odrobinę tak by zupa miała ładniejszy kolor. Jeśli lubimy słodsze zupy mleczne dodajmy 1 łyżkę cukru brzosowego*. Kiedy dynia zacznie być miękka tak by łatwo móc przekroić ją łyżką, zmniejszamy ogień i całość miksujemy blenderem aż uzyskamy jednolitą, kremową masę.

Zupę mamy gotową. Znakomitym dodatkiem do niej jest grzanka. Ja przygotowałem grzenki z pieczywa żytniego z dodatkiem wędzonych śliwek. Grzanki przygotowujemy na patelni na dobrej oliwie z odrobiną soli.

Melczną zupę dyniową podajemy z kilkoma rodzynkami i grzanką. Możemy również dodać na konieć odrobinę śmietany - kleks do dekoracji. Najlepiej nadaje się do tego gęsta kwaśna śmietana, która wspaniale kontrastuje ze słodkim smakiem zupy.

* Ksylitol to naturalny cukier brzozowy w konsystencji przypominający zwykły biały cukier. Ma jednak o wiele niższy IG. Jest również mniej słodki niż biały cukier. Zawiera około 75% mniej węglowodanów niż zwykły cukier. Cukier brzozowy ma wiele zalet i wnosi wiele dobrego do naszej diety w przeciwieństwie do białego cukru. Ma bardzo przyjemny zapach, a potrawy nim dosładzane zyskuja ciekawy, nieco waniliowy zapach.

4 paź 2012

Choroba, antybiotyk i treningi czyli Biegnij Warszawo
w przygotowaniach - treningi 39 i 40

Ostatnio kilka razy wspominałem o małych infekcjach. W końcu jednak rozwinęły się one w normalną regularną chorobę w której nie obyło się bez antybiotyku. Choroba, która była mi zupełnie nie na rękę. W niedzielę start, a leżenie w domu z baterią lekarstw nie dodaje ani siły ani formy. Bieganie zatem ograniczyłem do niezbędnego minimum, lecz nie mogłem zrezygnować zupełnie. Po pierwsze, bo start w Biegnij Warszawo byłby zupełnym koszmarem, po drugie, bo leżenie bezczynnie w domu przyprawia mnie o ból glowy. Bieganie stało się dla mnie czymś, czego brakuje mi nawet w dni regularnych przerw regeneracyjnych - czy to już uzależnienie?

W trakcie choroby odbyłem zatem dwa biegi 10km i 5,7km. Udało mi się ustawić je
w taki sposób, że między ostatnim biegiem a jutrzejszym startem mam dwa dni przerwy na regenrację. Antybiotyk odstawiony wczoraj inne leki również a więc nerki maja chwilę na oczyszczenie się by w niedziele nie musiały działać pod dużym obciążeniem.

Ciężki był bieg na 10km. Antybiotyk i paracetamol oraz podwyższona temperatura zrobiły swoje. Tutaj ostrzeżenie - każdy kto chce biec po lekarstwach zawierających robi to na własne ryzyko. Nerki obciążone paracetamolem mogą odmówić posłuszeństwa w różnym stopniu. Może się to skończyć lekkim krwiomoczem i to pół biedy, ale może to również doprowadzić do ostrej niewydolności nerek, co znajdzie swój finał w szpitalu lub nawet na sali operacyjnej.

Przed i w trakcie treningów unikaj leków przeciwbulowych
w tym również tych zawierających paracetamol. Leki te bardzo obciążają nerki i mogą doprowadzić do poważnych powikłań,
a nawet do ciężkiej niewydolności lub uszkodzenia nerek. Zarzywając leki i podejmując wysiłek fizyczny robimy to na własne ryzyko. Trzeba o tym pamiętać i o wiele uważniej "słuchać" swojego organizmu niż podczas normalnych treningów.

Pamiętając zatem o tym wszystkim do "dychy" podszedłem bardzo spokojnie i, pomijając wszystko, rozsądnie. Przynajmniej na tyle na ile było to możliwe.

TRENING (39) 2.10.2012:

Dystans 10,2km  czas 1h, 5,56min  Średni czas na 1km: 6,26min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 123mg/dL + 2WW (czekolada)

PO BIEGU:

Glikemia: 130mg/dL

Bieg nie należał do najłatwiejszych chociaż tempo nie wyszło wcale najgorzej. Osłabienie organizmu chorobą i lekami wymaga naprawdę sporego wysiłku i sięgnięcia do głębokich pokładów swojej motywacji by w cięższych momentach pobiec dalej. Niestety glikemia po biegu okazała się nieco wyższa niż wyjściowa ale przy infekcjach, lekach itp czasami cukry potrafia zaszaleć. Ten bieg odbił się też nieco na nerkach. Wieczorny i nocny ból okazał się dość absorbujący, by nie powiedzieć dotkliwy. Okazało się zatem, że odrobinę przesadziłem.

TRENING (40) 4.10.2012:

Dystans 5,7km  czas 36,42min  Średni czas na 1km: 6,20min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 127mg/dL

PO BIEGU:

Glikemia: 87mg/dL

Delikatnie na starcie potem szybciej. Bardzo sprawnie, bez większego zmęczenia. Te 5 km było po tyo by jeszcze troszkę sie rozbiegać ale nie zmęczyć tak jak na poprzedniej "dziesiątce". Było lekko i przyjemnie. Był to również bieg na zmniejszonej dawce leków co dało się wyrażnie odczuć. Zuepłnie inaczej w kwestii wydolności niż poprzedni bieg.

Jedyne co traz pozostaje to dwa dni relaksu. Piątek i sobota bez biegania, bez leków, relaks i odpoczynek oraz troszkę bardziej węglowodanowo niż zwykle , a w niedziele start.

27 wrz 2012

Trening (38) - Zabiegać problemy


TRENING (38):

Dystans 9,39km  czas: 1h 3,56min  Średni czas 1km: 6,49min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 96mg/dL + izotonik 2,4WW w czasie wysiłku

PO BIEGU:

Glikemia: 140mg/dL

Miała być dziś przerwa, a jest dzień biegowy. Nagromadzenie różnego rodzaju spraw spowodowało, że mimo i tak nie najlepszego samopoczucia, wybrałem się pobiegać. Kolejny raz, tak jak i wczoraj, bieg był ciężki. Najgorsza jednak była niemożliwość skupienia się nad bieganiem. Tutaj ciekawe spostrzeżenie, bo przecież w końcu wyszedłem pobiegać dla swoistego resetu. Nic z tego - anie bieganie, ani resecik.

Przekonałem się na własnej skórze o tym jak bardzo prawdziwe są słowa Csaby Nemetha o bieganiu i stanie psychicznym. Otóż jak twierdzi ten niezwykły zawodnik, by biegać na naprawdę dużych dystansach, oprócz przygotowania fizycznego, ważne jest to jak przygotowani do biegu jesteśmy umysłowo, psychicznie. By biegać naprawdę daleko i naprawdę wydajnie musimy nauczyć się skupiać nad tym co robimy, na biegu, musimy umieć oczyścić umysł z rzeczy, które przeszkadzają nam w skupieniu.

To prawda, po prostu nie da się zabiegać kłopotów. Trzeba je zostawić daleko za sobą kiedy wychodzimy na ścieżkę biegową lub stajemy na linii startu. Wówczas będzie to prawdziwy reset. Czas, który poświęcimy na bieganie i tylko bieganie okaże się oczyszczający, pozwoli nam odpocząć psychicznie od innych spraw. Nie da się uciec od problemów, nie da się ich zabiegać, ale dzięki bieganiu będziemy mogli spojrzeć na wszystko z innej perspektywy i podejść do nich z nową energią. Bieganie pozwoli nam stanąć przed nurtującymi nas sprawami tak jak staje się na starcie biegu i mimo iż bywa po drodze ciężko, pozwoli nam przez nie przebrnąć i dotrwać do końca.

26 wrz 2012

Trening (37) - Infekcja

TRENING (37):

Dystans: 10,07km  czas: 1h 7,36min  Średni czzas 1km: 6,43min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 119 mg/dL

PO BIEGU:

Glikemia: 79 mg/dL

Ciężkie bieganie. Wydawało mi się, że to tylko lekki katarek - być może faktycznie nie jest to nic poważnego natomiast dramatycznie wpływa na wydajność organizmu. To było naprawdę ciężkie 10 kilometrów. Złe oddychanie, szybkie zmęczenie - nawet zmiany tempa na wolniejsze nie pozwalało na nawet chwilową regenerację. Nie pomagają również sprawy, które zaprzątają moje myśli. Jutro dzień odpoczynku - mam nadzieje, że potem będzie lepiej.

25 wrz 2012

Trening (36) - Lekcja cierpliwości

TRENING (36):

Dystans: 5,19km czas: 34,42min  Średni czas 1km: 6,41min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 101mg/dL + 1,8WW

PO BIEGU:

Glikemia: 73mg/dL

Szybko, łatwo i przyjemnie - można by tak powiedzieć gdyby nie drobny szczegół. Jak zwykle z resztą.  Jest przecież nawet takie powiedzenie, że diabeł, że w szczegółach itp. ale jak to idzie to każdy wie. Do brzegu jednak. Tym szczegółem był posiłek. Tak, tak obiadek. Pyszny był, ale narobił zamieszania, a raczej czas który upłynął od jego zjedzenia.

Dziś był przepyszne "Spaghetti z mascarpone i pieczarkami" wg przepisu z bloga Doty Szymborskiej On Egin Eta Topa do którego bardzo chętnie zaglądam. To spaghetti rzecz wspaniała! Smak wyborny! Smakowałem każdy najmniejszy kęs. Dodatkowa informacja dla diabetyków - potrawa niewątpliwie węglowodanowa (spaghetti) ale cała reszta już nie. Porcja składająca się ze 100g makaronu ma około 8WW. Natomiast pieczarki i serek mascarpone nawet przy mniejszej porcji makaronu dają poczucie sytości. Naprawdę polecam!

Ponownie jednak odbiegłem od tematu. Od rana coś mnie dzisiaj nosiło i chciało mi się pobiegać. Cudowności Doty zjadłem jeszcze w trakcie pracy. Skończywszy zatem zajęcia zawodowe przebrałem się czym prędzej i na ścieżkę... Pierwsze 2 kilometry były całkiem udane - zacząłem wolniutko. W planie miałem stopniowe zwiększanie tempa. Zamiast tego było co raz wolniej i ciężej. Przez głowę przebiegło mi "O co chodzi? Przecież tak mi się chciało biegać..." Spojrzenie na zegarek i już wszystko  jasne. Od ostatniego posiłku minęło jakieś 2 godziny plus najwyżej 20 minut. A przecież w międzyczasie było jeszcze kilka winogron "skradzionych" małemu. To co dziś się stało to mój najczęstszy błąd. Czy to tak trudno zapamiętać, że trzeba odczekać odpowiednią ilość czasu po posiłku, żeby biegało się dobrze i lekko. Wystarczyło jednak odrobinę cierpliwości i zastanowienia przed biegiem. Wystarczyło odczekać jeszcze godzinę i nie byłoby tych przykrości z pełnym żołądkiem podczas biegania. To dobra lekcja cierpliwości.

23 wrz 2012

Trening (35) - Szybciej, szybciej

TRENING (35):

Dystans: 10,03km  czas: 1h 3,06min  Średni czas 1 km: 6,17min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 119mg/dL

PO BIEGU:

Glikemia: 76mg/dL

Ponownie udało mi się poprawić czas na 10 kilometrów. Dzisiejszy bieg to 1 godzina 2 minuty i 53 sekundy, co oznacza poprawę o 1 minute i 1 sekundę. Bieg dość wyrównany choć pierwsze 5 kilometrów odrobinę wolniejsze niż drugie. Najszybsze były 2 i ostatni kilometr.
Wczorajsza przerwa była niezwykle potrzebna i skuteczne - biegłem dziś wyrównanym tempem, bez wyjątkowych spadków - wyjątkiem były tylko odcinki z wzniesieniami. Tam faktycznie tempo biegu odrobinę spadało, jednak dzięki odpowiedniemu podejściu spadek był nieznaczny i do zaakceptowania. Motywacja w takich przypadkach czyni cuda.

Dziś przed biegiem zrezygnowałem z dodatkowych węglowodanów i insuliny ze względu na wyższy niż zwykle poziom wyjściowy. Tutaj aż wstyd się przyznać lecz wczoraj były urodziny chrześniaka mojej partnerki - był również tort, którego kawałek został mi do dzisiaj. Torty w naszej rodzinie są robione na wszystkie dziecięce imprezy (i nie tylko) własnoręcznie przez mamę i babcię. Z pysznym domowym biszkoptem, cudownym kremem i owocami są czymś czemu nie można się oprzeć. Tak było i tym razem. "Usprawiedliwiał" mnie fakt, że dzisiaj dzień biegowy. Udało się! Tort był przecudowny w dodatku cały "wybiegany".

21 wrz 2012

Trening (34) - 200 km pokonane!!!

TRENING (34):

Dystans: 10,74km czas: 1h 08,36min  Średni czas 1km: 6,23min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 97mg/dL + 1,8WW

PO BIEGU:

Glikemia: 108mg/dL

Mała przerwa w bieganiu spowodowana natłokiem zawodowych spraw. Udało się jednak wszystko wyprostować i wracam do biegania. Dystans 10 kilometrów zdaje się sporym obciążeniem po którym organizm ewidentnie domaga się regeneracji i odpoczynku. Z tego powodu biegi i odpoczynki będą się teraz odbywały w troszkę innym rytmie. Jeden dzień biegu, jeden dzień odpoczynku. Do tej pory biegałem dwa dni a po nich następował jeden dzień regeneracji. Spodziewam się, że biegając w takim rytmie uda mi się skupić podczas biegów nie tylko nad samym dystansem, ale również zwiększyć wysiłki na rzecz prędkości.

Ten bieg był całkiem przyjemny. Pierwsze pięć kilometrów spokojnie. Oddechowo troszkę nie równo, ale składam to na karb ostrego powietrza jakie dziś wieczorem jest na dworze. Wzniesienia pokonywane utrzymując tempo. Po 6 kilometrze udało mi się odnaleźć idealny rytm, w którym nogi same niosły do przodu.

Jedyny dzisiejszy problem niestety zaczyna stanowić oddychanie. Ostre, wieczorne powietrze przy głębokich wdechach nieprzyjemnie podrażnia gardło. Będzie to coraz częstsza przypadłość nadchodzącej jesieni i zimy.

Bieg był mimo tego na tyle dobry, że po raz kolejny poprawiam swój czas na 10 km. Tym razem wynik poprawiłem o 1min 37s. Całkowity czas 10 kilometrów to 1 godzina 3 minuty 52 sekundy. Mam coraz większy apetyt na mniej niż godzinę na październikowym "Biegnij Warszawo".

200 km przebiegnięte! Tak jak pisałem całkiem niedawno - do 200 kilometrów brakowało już całkiem niewiele. Tym właśnie biegiem pokonałem dwusetny kilometr. Najbliższy powód do kolejnej małej dumy to 300 km!

18 wrz 2012

Chlebek nie tylko dla aktywnych

Żytni chleb z ziarnem sezamowym
Pieczywo jest podstawą wszelkiego rodzaju kanapek. Stanowi również ważny dodatek do posiłków w ogóle. Jest źródłem znaczącej ilości węglowodanów, a więc od jego jakości wiele zależy. Powinniśmy jeść zatem pieczywo wysokiej jakości. Czy na pewno wiemy co kupujemy w sklepach? Czy mamy pewność, że w pieczywie które kupujemy nie znalazło się coś czego być tam nie powinno?

Ja nie jestem tego taki pewien. Prosty przykład z mojego własnego życia. Jakiś czas temu kupowałem pieczywo - chleb. Jako diabetyk zwracam szczególna uwagę na to co i ile jem. Wybrałem wtedy pieczywo razowe typu "fit" - zostałem zapewniony o wysokiej dbałości o produkty użyte do wyrobu tego chleba. Szybko okazało się, że po zjedzeniu tego pieczywa - dokładnie takiej samej ilości jak zwykle moja glikemia szybuje wysoko, wysoko jak uskrzydlona... Cóż musiałem zwiększyć dawkę insuliny, po zmianie pieczywa problem natychmiast zniknął. Łatwo nabrać klientów, którzy nie mają w sobie "testera", nas diabetyków oszukać stosunkowo trudno - już po krótkim czasie orientujemy się, że coś jest nie tak z danym produktem.

Zastanawiałem się nad rozwiązaniem. Znalazłem. Chleb piekę sam w domu. Jest zawsze świeży i smaczny a przede wszystkim zawsze wiem co w nim jest. Można robić ciasto na chleb według przepisów lub korzystać z gotowych mieszanek mąki. Ja najczęściej robię właśnie w taki sposób.
Mieszanki chlebowe kupuję przez internet. Polecam stronę upieczchleb.pl, znajdziemy tu wiele różnych mieszanek z dodatkami pomidorów, papryki lub ziaren. Mój ulubiony to chleb żytni. Nie jest to jednak taki zwykły żytni chlebek.

Chleb piecze się z:
- 0,5kg mieszanki chlebowej z przewagą mąki żytniej
- 50g błonnika pszennego lub jabłkowego (oba te błonniki możemy mieszać)
- 30-50g ziarna sezamu
- 325ml wody
- 5g drożdży

Otrzymamy chleb o wadze około 80dkg. Takie proporcje składników dają nam dużą zawartość błonnika w pieczywie - o ważności  którego nikogo nie trzeba przekonywać. Błonnik bowiem reguluje perystaltykę jelit, wpływa na spowalnianie przemiany węglowodanów (szczególnie ważne dla diabetyków), a także obniża poziom cholesterolu, regeneruje jelita, zapobiega wzdęciom i zaparciom, wzmacnia kobiecy system hormonalny. (więcej o błonniku tutaj: www.blonnik.info.pl ).

Drugi dodatek to ziarno sezamowe - ja używam 50g, oczywiście jeśli ktoś lubi może go dodawać więcej. Dlaczego akurat sezam? Odpowiedź jest prosta. Sezam zawiera wiele cennych pierwiastków i mikroelementów: żelazo, cynk, magnez, wapń, kwas fitynowy i niewielką ilość węglowodanów (zaledwie 10g w porcji 100g). Ponadto zawiera: białko, sezaminy i sesamoliny czyli substancje, które również obniżają cholesterol, witaminę E, kwasy omega-6 i kwasy jednonienasycone zapobiegające blokowaniu tętnic.
Czy wystarczy już zalet?

Chleb z tymi dodatkami oprócz niezaprzeczalnych wartości zdrowotnych ma ciekawy smak. W przypadku gdy dodajemy błonnika jabłkowego pieczywo ma wspaniały jabłkowy aromat i lekko wyczuwalną kwaskowo-owocową nutę.

Chleb dostarcza węglowodanów, które nie podnoszą gwałtownie glikemii a co najważniejsze nie podnoszą jej zbyt wysoko jak czyni to np jasne pieczywo. Długo utrzymuje świeżość - choć u mnie nigdy nie leży zbyt długo.

Porcja tego chleba ma podobną wartość WW jak w przypadku normalnego chleba żytniego, ale ze względu na większą ilość błonnika, każdy diabetyk powinien sam zauważyć jak reaguje po tym pieczywie. W moim przypadku przy posiłku z tego pieczywa mogę nieco obniżyć dawkę insuliny w stosunku do tej samej ilości zwykłego chleba żytniego.

Trening (33) czyli leciutko, powolutku

TRENING (33):

Dystans: 5,03km  czas: 33,24min  Średni czas 1km: 6,38min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 100mg/dL + 1,8WW

PO BIEGU:

Glikemia: 102mg/dL

Po wczorajszej dziesiątce dzisiaj leciutko. Spokojne 5 kilometrów w tempie poniżej wczorajszego. Ciepło i całkiem przyjemnie. Poprawianie czasu na 10 kilometrów z poprzedniego dnia, dziś jest odrobinę odczuwane w nogach, a nie chcąc zrobić sobie krzywdy i wyłączyć się na kilka dni, dzisiaj pobiegłem na zupełnym luzie. Czasem przecież trzeba troszkę się odprężyć.

200 kilometrów !

200 kilometrów zbliża się wielkimi krokami. Wiem wiem to nie tak wiele biorąc pod uwagę, że treningi biegaczy myślących bardzo poważnie o długich dystansach to około 100 km w ciągu tygodnia. Ale to moje pierwsze 200 kilometrów i dzięki temu okazuje się, że przebiegam około 100 kilometrów miesięcznie.

17 wrz 2012

Trening (32) - Motywacja i precyzowanie celów

TRENING (32):

Dystans 10,55km  czas 1h 08,54min  Średni czas 1km: 6,33min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 127mg/dL + 1,5WW

PO BIEGU:

Glikemia:  92mg/dL

Jeden dzień regeneracji i kolejna dycha zrobiona. Dzisiaj troszkę ponad 10km. Biega bardzo przyjemny , równym tempem, bez męczenia się. Warunki oddechowe bardzo dobre. To jeden z najbardziej udanych biegów. Biegłem bardzo wyrównanym tempem bez względu na wzniesienia a udało mi się urwać całe 2 minuty w porównaniu do poprzednich 10 kilometrów. W ostatecznym rozliczeniu 10 kilometrów pobiegłem w 1h 05,28min. Mam nadzieję, że każdy następny bieg będzie choć odrobinę lepszy tak by na "Biegnij Warszawo" zejść do 1h i 2 minut lub może nawet poniżej godziny.

Motywacja i cele

Motywacja odgrywa wielką rolę. Z biegu na bieg przekonuję się o tym coraz bardziej. Być może wynika to z mojej zadaniowej natury, ale jasno postawione cele, określone zadanie ułatwia mi bieganie. Gdy wybieram się z pomysłem "zobaczymy ile uda mi się przebiec" to niestety nie wiele z tego wynika. Cel jest rozmyty, niejasny... Natomiast biegi z określonym dystansem do przebycia wypadają naprawdę pozytywnie. Udaje mi się rozsądnie gospodarować siłami i zrealizować zadanie, które sobie postawię. Również gdy cel jest sprecyzowany jako poprawianie czasu na danym dystansie udaje mi się odpowiednio realizować postanowienie, rzecz jasna nie zawsze uda się cel osiągnąć.

Motywujące jest również robienie pewnych rzeczy z jakichś założonych powodów. Przykład: przebiegnę 5 kilometrów, bo kocham moją dziewczynę. Śmieszne? Może, ale działa! Ważne jednak, by nasza motywacja była szczera, prawdziwa i z głębi serca. Tylko taka pociągnie nas do przodu wtedy gdy zaczyna brakować sił. Taka motywacja podczas biegu staje się jak stymulator w naszej głowie, jak rozrusznik, mały młoteczek wybijający rytm...  Jest czymś co zajmuje nasz mózg pozytywnym myśleniem zamiast dopuszczać sygnał mięśni mówiący "zwolnij, boli".

Im większy jednak kryzys podczas biegu tym większy sprawdzian naszej motywacji. Zmęczone mięśnie, bolące przy każdym następnym kroku bardzo szybko zweryfikują prawdziwość naszego zmotywowania. Jeśli okaże się nieprawdziwe, zmyślone to biada nam. Przekonamy się wówczas co to znaczy, że zawody wygrywa się w głowie. Doświadczymy niesamowitego uczucia kiedy odpływają siły, a my nie możemy wykrzesać już ani krztyny siły. Słabniemy w oczach, zwalniamy a każdy kolejny krok to skrajny wysiłek. Widzimy metę i wiemy już, że do niej nie dobiegniemy. Szukanie wówczas energii w fałszywej motywacji przypomina nerwowe grzebanie w pustym worku. Szperamy w nim panicznie ręką i z przerażeniem stwierdzamy, że nie ma tam nic co miało być. Pustka - przerażające nic. Wpadamy w panikę, nie potrafimy się skupić i jeśli to zawody to już je skończyliśmy, jeśli trening to położyliśmy cel.

Szukajcie zatem tego co Was motywuje najbardziej, szukajcie tego w sobie - głęboko, a potem weryfikujcie motywacje na trasie biegowej.


16 wrz 2012

Leniwa niedziela...

Niedziela mija leniwie,... ładna pogoda, przerwa w bieganiu - lenistwo, odpoczynek. Od przyszłego tygodnia znowu biegi w parze :) Mały do przedszkola a my po porannym czytaniu maili do lasku Kabackiego i dreptać kolejne kilometry. Oby jesień tego roku była łaskawa - las tak pięknie wygląda w żółto-złotych kolorach, gdzie nie gdzie czerwienie, rudości i rdzawe brązy... ale na to jeszcze chwilę przyjdzie poczekać. Na razie wiadomo tylko, że jesień nadchodzi. Wystarczy głęboki oddech wczesnym porankiem lub późnym wieczorem. Czujecie? Tak pachnie zbliżająca się jesień.

120 km w 3 tygodnie

Do biegu "Biegnij Warszawo" zostały 3 tygodnie. Cel w bieganiu to źródło motywacji. Wyznaczam zatem sobie kolejny krok e drodze do maratonu w przyszłym roku. 120 km w 3 tygodnie - to jakieś 40 kilometrów tygodniowo. Plan jest taki, by "Biegnij Warszawo" było zamknięciem tych 120 kilometrów.  To będzie ładne zamknięcie w gronie kilku tysięcy biegaczy.

15 wrz 2012

Trening (31) - pierwsza dycha

TRENING (31):

Dystans 10,06km  czas: 1h 07,51min  Średni czas 1km: 6,45min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 147mg/dL

PO BIEGU:

Glikemia: 67mg/dL + 2,4WW (ISOSTAR 500ml)

Jest! Jest pierwsza pełna dycha przebiegnięta ciągiem bez przerw, bez marszów i innego ściemniania. Nie tak dawno zakładałem, że na zawodach pobiegnę na godzinę i 20 minut względnie 12 minut. Teraz mam apetyt na godzinę lub godzinę + 2 minuty. Tak to prawda apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale przecież gdyby nie przesuwanie poprzeczki wyżej i wyżej nigdy nie ruszylibyśmy się z miejsca, Gdyby nie te apetyty nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach. Do biegu zostało jeszcze kilka ładnych dni - mam nadzieję, że uda mi się jeszcze troszkę podciągnąć i na zawodach wykręcić lepszy czas.

Na razie kalkuluję - na dzisiejszym biegu było kilka górek - mocno mnie one spowalniają... Dzisiaj biegłem ostrożnie bo to pierwszy raz na 10. Było momentami mocno nie równo, błoto na bitej drodze co również spowalnia... Zawody - asfalt przez 10 kilometrów, kibice, doping inni biegacze i adrenalina.
Czy to wystarczy żeby urwać ponad pięć minut z dzisiejszego wyniku? Zobaczymy taki wyznaczam sobie cel.

Biegnij Warszawo za 21 dni, 10 godzin i 45 minut. Dzisiaj razem z moją lepszą połową odebraliśmy pakiety startowe. To nasze pierwsze biegi, wiec podniecenie temu towarzyszące - ogromne.
Cieszę się jak mały chłopiec który dostał nową, upragnioną zabawkę. Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele startów będzie mi towarzyszyło takie właśnie uczucie. To wspaniałe.

Do zobaczenia na starcie 7 października.

14 wrz 2012

Trening (30) - to może nie był najgorszy dzień

TRENING (30):

Dystans 8.36km  czas: 58,15min  Średni czas 1km: 6,58min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 97mg/dL, + napój izotoniczny 1,4WW / 250ml

PO BIEGU:

Gliemia 79mg/dL

Wydawało mi się, że po słabym teście Coopera dzisiaj dzień zaliczę do nie udanych. Jednak ile może zdziałać motywacja oraz nazwijmy to "pozytywny stres". Dzisiejszy bieg mimo dużego zmęczenia po teście Coopera był całkiem przyjemny. Pierwsze 5 km minęło nie wiadomo kiedy, kolejne ponad 3 km trochę jednak zaczęło dawać się we znaki. Nie na tyle jednak by mówić o wielkim zmęczeniu lub nadmiernym obciążeniu.

Dzisiaj troszkę inaczej z węglowodanami. Przez cały czas biegu uzupełniałem je przy pomocy napoju izotonicznego - isostar - porcja na 500ml ma 2,8WW a wiec za dużo jak na taki bieg ale polówka czyli 250ml to jakieś 1,4WW które u mnie podbija cukier o jakieś 30mg/dL. I wszystko się zgadza - normalnie po takim wysiłku jak dziś zaliczyłbym spadek do jakichś 40 z kawałeczkiem, a tak + 30 stopniowo uzupełniane dało na koniec biegania bez mała  80mg/dL. Efektów nie ma rączki nie latają ciemno przed oczkami też się nie zrobiło. Jutro postaram się powtórzyć próbę z płynem w czasie biegu - chciałbym potwierdzić dzisiejsze doświadczenia.

Wracając jednak do motywacji. Dzięki temu cudownemu mechanizmowi można zdziałać cuda. Kondycja i warunki fizyczne to jedna ale to co dzieje się w naszej głowie może zupełnie położyć bieg nawet najbardziej doświadczonego biegacza lub uskrzydlić zupełnego żółtodzioba.
Pobiegłem trening dzisiaj po teście Coopera, który poszedł mi naprawdę słabo. Przez bez mała 3 godziny kręciłem się poddenerwowany po mieszkaniu. Dlaczego tak słabo? Ale klapa, Kiepsko... ciągle plątało mi się po głowie. Zalęgła się jednak myśl - Może pobiec jeszcze raz? Dam radę. Przecież nie może być tak źle. Chłopie jak nie dasz rady to jaki maraton Ci się śni...

Zrobiło się już ciemno - przyszedł czas usypiania małego - ale nie dawało mi to spokoju.
Przypomniało mi się jeszcze to co mówił Casaba Nemeth o motywacji i psychice biegacza jako filarze równoważnym fizyczności o ile nie ważniejszym. Poruszyły mnie jego słowa o tym, że motywację do biegania wtedy gdy zawodzi fizyczność trzeba znaleźć głęboko w sobie, musi ona tkwić w nas by moc ją wydobyć kiedy jest nam najbardziej potrzebna.

I tylko przecież nic mnie nie boli, nie jestem na trasie ultra, nie słaniam się na nogach. To tylko test który poszedł nie najlepiej - dlaczego. Bo ostatnie kilka lat spędziłem za biurkiem pracując po nocach, bo kiepsko jadłem a największą aktywnością były nocne wycieczki po Gotham city. Biegam od ponad dwóch miesięcy ale co to jest na tyle bezruchu... Wszystko zatem jasne - nie ma się co załamywać chwilowymi porażkami. Przebrałem się zatem i poszedłem biegać... przebiegłem ponad 8 kilometrów i wróciłem cały szczęśliwy. Znalazłem swoją motywację, znalazłem coś co pokonuje niepowodzenia... Biegam dalej - może nie był to najgorszy dzień.

Test Coopera - powtórzę za kolejne 3 miesiące - sprawdzę w ten sposób jaki jest postęp. Tym razem bez zawracania sobie głowy jego wynikiem - będzie to takie "spojrzenie na zegarek", a nie być albo nie być mojego wewnętrznego biegacza...

Po "Cooperze"

Dzisiaj udało się pobiec test Coopera. Co tu dużo mówić - słabo. Kondycja po 2 miesiącach od rozpoczęcia biegania nie najlepsza. Znakiem tego - trenować dalej. Następny takie test zrobię za jakieś 3 kolejne miesiące - sprawdzę jakie będą postępy.

13 wrz 2012

Pada, pada, pada...

Cóż pogoda jaka jest każdy widzi. Mokro, pada, pada, pada, i jakoś nie chce przestać. Test Coopera zatem przenoszę na jutro z nadzieją na lepszą pogodę - choćby bezdeszczową, że o temperaturze nie wspomnę...

Dziś test Coopera

Jedne biegi wypadają lepiej inne gorzej. Czasem popełniam błędy polegające na niewłaściwym przygotowaniu do biegu innym razem coś nie tak pójdzie z insulina lub węglowodanami. Czas jednak sprawdzić jak z ogólna formą.

Test Coopera - to ponoć najbardziej uniwersalny, a zarazem bardzo łatwy do przeprowadzenia sprawdzian naszych możliwości. Większość z nas robiła tego typu test w szkołach podstawowych lub średnich na zajęciach W-F. Pamiętacie jak wtedy wypadaliście?

Test polega na 12 minutowym biegu najlepiej w równym tempie, ale bez oszczędzania sił i sprawdzeniu dystansu jaki pokonamy w tym czasie. Biegać powinno się po bieżni lub po lekko miękkiej nawierzchni. Przypomnijmy sobie jednak te zajęcia z czasów szkolnych - kto z nas biegał na stadionach lekkoatletycznych lub bieżniach? No właśnie - ja biegałem po stadionie do kolarstwa torowego :) betonowy tor w dodatku pochyły - prosta ścieżka prowadziła jedynie samym dołem toru i miała szerokość ok 50 cm.

Wyniki testu sprawdzamy w tabeli która określa minimalne dystanse dla kobiet i mężczyzn w odpowiednich grupach wiekowych i przyporządkowuje wynikowi stosowne określenie naszej sprawności fizycznej - doba, bardzo dobra, doskonała itp.

Test Coopera daje nam pojęcie o tym w jakiej formie się znajdujemy i jakie powinny być nasze plany na przyszłość. Czy możemy planować zmiany w naszych treningach, czy może powinniśmy skupić się nad poprawa naszej kondycji.

Test Coopera warto zrobić bez względu na podejmowany wysiłek, ćwiczenia czy bieganie, warto przekonać się w jakiej jesteśmy formie. Nawet jeśli nie ćwiczymy regularnie, lub wręcz w ogóle tego nie robimy dobrze jest wiedzieć jak miewa się nasz organizm, może to sprowokuje nas do rozpoczęcia ćwiczeń...

Tabela wyników testu Coopera dla mężczyzn
[ kliknij obrazek by powiększyć ]

Tabela wyników testu Coopera dla kobiet
[ kliknij obrazek by powiększyć ]

12 wrz 2012

Trening (29)

TRENING (29):

Dystans 8,24km  czas: 54:42min  Średni czas 1km: 6:37min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 107mg/dL, + 3,6WW (Mus owocowy) + insulina 3j

PO BIEGU:

Glikemia 60mg/dL

Dzisiejszy bieg w odróżnieniu od wczorajszego odbył się odpowiednio długo po posiłku. Odstęp wyniósł ponad 4 godziny. Było naprawdę dobrze bez przykrych efektów z wczoraj. Bieg był swobodny, oddychanie głębokie - dobrze natleniające. Udawało mi się utrzymywać tempo. Zmęczenie raczej średnie.

Podczas biegu zastosowałem mały eksperyment (czasem czuję się jak królik doświadczalny). Mianowicie przed biegiem do dodatkowych węglowodanów zastosowałem mniej insuliny niż wynikałoby to z obliczeń. Na koniec jak widać spadek cukrów do poziomu 60mg/dL ale wczoraj był jeszcze większy. Im dłuższy bieg tym większe zapotrzebowanie energetyczne i tym więcej cukrów jest zużywane. My diabetycy musimy przed wysiłkiem dość dokładnie to wyliczać, żeby nie skończyło się to głęboką hipoglikemia i niezła awarią na trasie biegu. Musimy pamiętać by dawać organizmowi to czego potrzebuje, ale również by dodawać pewien margines - nadwyżkę przy takim wysiłku.

Pamiętaj! Przed długim wysiłkiem musisz wyliczyć ile energii będzie potrzebne Twojemu organizmowi i taką dawkę mu zapewnić. Pamiętaj by redukować dawkę insuliny tak by
w dostarczonej porcji cukrów powstała niewielka nadwyżka mająca na celu kompensację utraty energii podczas biegu.

Różne źródła podają inne wartości redukcji dawek insuliny. Wartości te wahają się miedzy 10% a 35%. Podczas mojej rozmowy z lekarzem o dawkach insuliny ustaliliśmy, że redukcja może sięgać nawet 50% przed biegiem. Tutaj znowu ważne jest doświadczenie i obserwacja własnego ciała.

U osób zdrowych, jak i diabetyków kluczem do sukcesu w biegach długodystansowych jest znajomość własnego organizmu
i możliwości. Dzięki temu możemy wyznaczać sobie realne cele
i przesuwać stopniowo granice. Chroni nas to również przed kontuzjami i problemami zdrowotnymi np poważnymi hipoglikemiami.

11 wrz 2012

Trening (28)

TRENING (28):

Dystans 8,14km  czas 59:20min  Średni czas 1km: 7,18min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 93mg/dL, + 4WW (Mus owocowy) + insulina 4j

PO BIEGU:

Glikemia 53mg/dL

Niewątpliwie jeden z najgorszych biegów. Pobiegłem zbyt krótko po posiłku, może niezbyt obfitym za to bardzo ciężkostrawny. Od posiłku do biegu minęło jakieś 2 godziny i 30 minut. Jak się jednak okazuje bieg był bardzo ciężki i męczący właśnie z tego powodu. Przez wypełniony żołądek nie mogłem oddychać wystarczająco głęboko - przeszkadzało mi to w pełnym oddechu przeponowym. To z kolei wpływało na szybkie męczenie, niedotlenienie. Z tych samych względów po 4 kilometrze zacząłem czuć kolkę. Po zwolnieniu i kilku bardzo głębokich oddechach udało mi się zwalczyć kolkę.
Pomogła pewna metoda. Głęboki skłon, ucisk miejsca z kolką, wyprost z uniesieniem rąk do góry i głęboki wdech.

Dzisiejszy bieg dowodzi jednej rzeczy - trzeba uważać z jedzeniem przed biegami. Trzeba znaleźć odpowiedni czas po posiłku jaki trzeba odczekać zanim się pobiegnie. To cecha bardzo indywidualna i zależna od kilku czynników: od rodzaju posiłku, od jego obfitości, od tego jak szybko trawimy jedzenie. W źródłach jakie znalazłem na ten temat szacuje się, że po posiłku powinno się odczekać od 2 (to absolutne minimum) aż do 5 godzin zanim pobiegniecie. U mnie to zdecydowanie powyżej 3 godzin. Najlepsze wyniki daje u mnie bieganie po przynajmniej 4 godzinach od posiłku i przynajmniej 30-40 minutach od spożycia dodatkowych węglowodanów (około 180g musu owocowego).

Pamiętaj! Po posiłku odczekaj odpowiednią ilość czasu zanim pobiegniesz. W zależności od osobistych warunków odstęp między posiłkiem i biegiem może wahać się między 2 a 5 godzin. Znajdź swój czas przerwy. Ty najlepiej poznasz swój organizm.

Zanim znajdziesz swój odpowiedni dystans między posiłkiem, a bieganiem prawdopodobnie popełnisz kilka błędów - takich jak ja dzisiaj. Nie martw się. Nie zniechęcaj się. Nie jest to przyjemne uczucie, lecz ważne by wyciągnąć z tego odpowiednią naukę i wnioski. Jeśli tak się stanie, kolejne biegi będą lepsze, lżejsze i przyjemniejsze. Warto jednak pamiętać, że kiedy już zdarzy się taki kiepski bieg z pełnym żołądkiem, nie warto robić nic na siłę. We wszystkim trzeba zachować umiar. Zrezygnuj - wróć do domu i zastanów się co poszło nie tak. Nie traktuj tego jak porażkę tylko jak dobrą, choć nieprzyjemną niestety, lekcję.

Pamiętaj! Nic na siłę! Kiedy zdarzy Ci się zły bieg i czujesz, że coś jest nie tak - zrezygnuj. Nie traktuj jednak tego treningu jak porażki - zastanów się co było nie tak i wyciągnij odpowiednie wnioski. Choć nieprzyjemna, to dobra lekcja na przyszłość.

Małe zmiany

Znajduję wreszcie odrobinę czasu by posiedzieć przy blogu i wyglądzie. Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim nowa szata graficzna.

10 wrz 2012

Treningi (26) i (27)

TRENING (27):

Dystans 7,50km  czas: 49,48min  Średni czas 1km: 6,39min

PRZED PIEGIEM:

Glikemia 97mg/dL, + 2WW (Mus owocowy)

PO BIEGU:

Glikemia 120mg/dL

TRENING (26):

Dystans 7,07km  czas:49:20min  Średni czas 1km: 6,59min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 106mg/dL, + 3,7WW (Mus owocowy) + insulina 2j

PO BIEGU:

Glikemia 103mg/dL

Po małej przerwie spowodowanej niewielka acz dotkliwa infekcja 2 treningi na wyjeździe. Jako że powoli przygotowuję się do biegu na 10 km - Biegnij Warszawo - to oba treningi miały coś z warunków w jakich odbędą się zawody. Do tej pory biegałem głównie po miękkich nawierzchniach: trawa, bieżnia, leśne dukty. Tym razem oba biegi częściowo lub w całości odbyły się na nawierzchni asfaltowej.

Trening 26 w połowie przebiegał w lesie w połowie po asfaltowej szosie. Trening 27 w całości po asfalcie. Biegnij warszawo to bieg uliczny, a więc w takich właśnie warunkach. Taka nawierzchnia niewątpliwie ma jedną przewagę nad miękkimi - jest szybsza i mniej męcząca. Dodatkowo nie trzeba aż tak bardzo uważać na nierówności, których pełno na leśnych ścieżkach.

Mimo stosunkowo wysokiej temperatury jaka panowała w te dni po twardej nawierzchni biegło się dobrze. Jednak nawet na takich dystansach czasem pojawia się coś w rodzaju kryzysu. Nie jest to zbyt wielkie zmęczenie, ale coś w rodzaju chwilowej niemocy. Mnie dopada około 5 km. Zauważyłem, że rewelacyjne efekty daje wówczas metoda małych kroczków. Biegnąc wyznaczam mały cel - łatwo osiągalny - np krzaczek oddalony o kilkadziesiąt metrów i skupiam się nad dobiegnięciem właśnie do niego, starając się zwiększać prędkość. Kiedy już go osiągam, wyznaczam następny podobny cel. Po pewnym czasie nie trzeba już tego robić, kryzys mija i dalej biegnie się już swobodnie o odpowiednim tempie.

Kiedy podczas biegu czujesz, że zwalniasz lub stajesz się mniej wydajny, wyznaczaj sobie małe, bliskie cele - np znak lub inny punkt oddalony od Ciebie o kilkadziesiąt metrów. Łatwo go osiągniesz, a organizm zyskuje motywację do dalszego biegu. Jeśli spadek formy nie mija po pierwszym razie powtarzaj zabieg kilka razy. W pewnym momencie wszystko minie a Ty pobiegniesz dalej w lepszym tempie i z lepszym nastawieniem.

W treningu 27 przy dodatkowych węglowodanach przed biegiem celowo nie stosowałem insuliny. Pomysł nie jest idealny i nie polecam go. Nie ma co prawda efektu odcukrzenia (hipoglikemii), ale bieg jest mimo wszystko trudniejszy, cięższy. Są dwie szkoły w wysiłku u osób z cukrzycą. Jedna to redukcja insuliny przy posiłkach przed wysiłkiem, druga utrzymanie dawek insuliny i przyjmowanie dodatkowych dawek węglowodanów. Ja przy swoim bieganiu staram się łączyć te dwie metody z małą modyfikacją. Staram się przewidzieć jakie jest zapotrzebowanie na energie przed treningiem (trzeba to zaplanować) a następnie przyjąć odpowiednią porcję węglowodanów a do tego odpowiednią ilość insuliny. Porcję węglowodanów przed biegiem obliczam tak by nie pokrywała w całości zapotrzebowania energetycznego organizmu - chodzi mi również o utratę masy (odchudzanko takie).
Dzięki takiemu rozwiązaniu biega mi się najlepiej, stosunkowo lekko i wydajnie.

Poznaj swój organizm, to jak reaguje na insulinę, wysiłek oraz dodatkowe węglowodany. Planuj swoje biegi pod względem zapotrzebowania na energię i dostarczaj organizmowi to czego potrzebuje.

7 wrz 2012

Przerwa

Niestety mała przerwa w biegach. Przypałętała się jakaś niewielka infekcja. Mam jednak nadzieję, że do jutra będzie już na tyle dobrze by wybrać się na poranne lub wieczorne bieganie.

4 wrz 2012

Biegnij Warszawo - 6112

Stało się!
Rejestracja w "Biegnij Warszawo" zakończona. Numer startowy to 6112. Teraz treningi i do zobaczenia na trasie biegu 7 października.

Oficjalna strona biegu: www.biegnijwarszawo.pl



Trening (25) 6,02km

TRENING (25):

Dystans 6,02km czas: 55:56  Średni czas 1km: 9,17min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 101mg/dL, + 4WW (Mus owocowy) + insulina 4j

PO BIEGU:

Glikemia 86mg/dL

Dziś poranny bieg, i tym razem nie na bieżni ale w lesie. Bardzo spokojne tempo. Chodzi o rozbieganie. Po biegu bardzo dobre samopoczucie. Założenie było takie, że trening ma odbyć się na dystansie 6 km i dokładnie tak było. Po biegu mogłem jeszcze spokojnie przebiec jeszcze dystans przynajmniej 2-3 km. Utrzymując tak spokojne tempo mógłbym przebiec trasę 10 km w 1h 37m 20s - tak wychodzi z formuły Volkera Duerra.

Jutro dzień na regenrację i odpoczynek. Czwartek ustawiam zatem na 7 km ale szybciej.
Bieg na 10km chciałbym przebyć w 1h 15m 00s.

3 wrz 2012

Trening (24) 7,20km

TRENING (24):

Dystans 7,20km czas: 56,31min  Średni czas 1km: 7,50min

PRZED MIEGIEM:

Glikemia 96mg/dL, + 2WW (Mus owocowy) + insulina 2j

PO BIEGU:

Glikemia 83mg/dL

Zaczynam zwiększanie dystansu. Stopniowo aż do przebiegania 10 km podczas jednego treningu. Dzisiaj przebyte ponad 7 km spokojnym tempem. Zmęczenie po biegu umiarkowane. W trakcie biegu bez kryzysów i bez spadków formy.
Pierwszy raz przed biegiem zastosowałem węglowodany pochodzące z owoców. Był to mus owocowy w prawie płynnej postaci - porcja jest niewielka ok 90 g natomiast przynosi ok 2 WW. Jak widać to bardzo dobra porcja jak na taki wysiłek. Jak na razie było to najlepsze rozwiązanie wśród dodatkowych węglowodanów z tych stosowanych do tej pory. Smakują najlepiej i nie doznałem po nich żadnych przykrych dolegliwości.

W połowie Października jest bieg na 10 km (Biegnij Warszawo)
i teraz to jest cel. 

2 wrz 2012

Zawody i po zawodach

Dzisiaj odbył się bieg na 5km, na torze wyścigów konnych na Służewcu. 2 okrążenia po 2500m trawiastego toru. Miejsce nietypowe jak dla biegaczy, co przyznali sami organizatorzy. Ostatni taki bieg w tym miejscu odbył się, aż 25 lat temu. Dziś zainaugurowany został bieg pod nazwą Wielka Ursynowska, który odbył się w ramach obchodów dni Ursynowa, a odbywać się będzie cyklicznie co roku.

Atmosfera bardzo przyjemna, pogoda dopisała choć wczorajszy dzień nie zapowiadał rewelacji. Zawodnicy, licznie przybyli na linię startu. Byłem i ja. Numer startowy 345.

Bieg rozpoczął się o 10.30 wspólnym odliczaniem. Potem jeszcze tylko przebiec przez bramkę czasową na starcie i całe 5 km przed biegnącymi.
Jadnak po kolei.

Dzisiaj pobudka o godzinie 7.00.
Po kiepskiej nocy poranne wstawanie było prawdziwą zmorą.
Śniadanie zgodnie z planem lekkie - kaszka manna na mleku. Ok 300 ml mleka 2% + 25 g kaszki manny, a do tego ok jednej solidnej łyżeczki powideł śliwkowych. Całość dosładzana cukrem brzozowym. Posiłek był obliczony na około 5-6 WW. Insulina zatem 6j.
Około 8.30 odebrałem numer startowy i chip.
Po godzinie 9.00 glikemia po śniadaniu wynosiła 104 mg/dL.
9.30 - dodatkowe węglowodany w postaci żelu ok 3,4 WW + insulina 3j.
Rozgrzewka, a o 10.20 na linii startu.
10.30 rozpoczynamy bieg. Miękkie podłoże i dość długa trawa wcale nie ułatwia biegu. Biegnie się ciężej niż po bieżni, ciężej niż po asfalcie. Pierwszy kilometr najszybszy 5,13 min. Potem nieco wolniej. Niestety po 2,5 km przychodzi prawdziwy kryzys! Trudno się skupić, w dodatku całą uwagę zaprząta nieodparta potrzeba... Przed startem nie odwiedziłem toalety. Pełny pęcherz to tragedia podczas biegu. Rozbija fizycznie i mentalnie, przeszkadza i utrudnia skuteczny bieg.
Tuż przed 4 kilometrem nie daję już rady. Muszę się zatrzymać i załatwić "kłopotliwą sprawę"

Pamiętajcie! Tuż przed biegiem skorzystajcie z toalety. Nie ma nic gorszego niż "potrzeba" w czasie biegu na zawodach!

Potem czuję zupełnie nowe siły! Wracam do walki. Niestety trudno nadrobić stracony czas. Skupiam się i wszystkie siły idą na odrobienie straty. Przyspieszam..., zapominam o oddechu, widzę tylko metę. Słysze oddech za sobą - przyspieszam jeszcze mocniej. Aż dziw bierze ile jeszcze można wykrzesać z organizmu na ostatnich metrach. Wpadam na metę! Wynik 448 miejsce w klasyfikacji Open i 153 w kategorii mężczyzn 30-39lat. Czas 32,38 minuty. Średni czas z kilometra - 6,32 minut. Tutaj zostały zamieszczone oficjalne wyniki biegu I Wielka Ursynowska.

Nie jestem zbytnio zadowolony. Gdyby nie przygoda z pełnym pęcherzem czas byłby lepszy przynajmniej o 1 minutę - może nawet więcej. Ważne jednak by uczyć się na błędach. To była dobra lekcja.

Glikemia 20 minut po biegu 91mg/dL.
Wreszcie nie było hipoglikemii!!! - to już sukces!

Po biegu wszyscy otrzymaliśmy pamiątkowe medale i certyfikaty. To strasznie miłe. Medal z Wielkiej Ursynowskiej to pierwsza taka pamiątka - mam nadzieję, że nie ostatnia.

Poniżej kilka zdjęć z imprezy.

Start biegu o 10.30

Tuż przed metą - ostatnie metry

Po biegu - zmęczony ale szczęśliwy. Ukończyłem swój pierwszy bieg.




1 wrz 2012

Jutro zawody

Jutro zawody na 5km. Trema daje znać o sobie. W końcu to debiut. Mam jednak nadzieje ze wszystko będzie dobrze. Denerwuję się po ostatnim maksymalnie nieudanym treningu.
Wszystko jednak przygotowane, śniadanko będzie lekkie i węglowodanowe.
Porcja kaszki manny z odrobina cukru brzozowego. Wszystko w granicach zdrowego, diabetologicznego rozsądku. Czyli śniadanko nie przekroczy 6-7WW. (czyli jakieś 60-70g węglowodanów). Śniadanko na jakieś 2 godzinki przed startem. Potem przed samym biegiem dodatkowe cukry + insulina.
Dzisiaj oczywiście wcześniej do łóżka. Jutro pobudka koło 7. Od 8 odbieramy numery startowe i chipy. Start o 10.30.

31 sie 2012

Trening (23) 3,36km

TRENING (23):

Dystans 3,36km czas: 28,42min  Średni czas 1km: 8,32min

PRZED BIEGIE:

Glikemia 126mg/dl, + 3x1,6WW + insulina 6j

PO BIEGU:

Glikemia 54mg/dl

Dzisiejszy bieg jest ostatni przed niedzielnymi zawodami. Niestety szczyt beznadziei. Posiłek przed biegiem zbyt obfity (kurczak z sałatą). Jak wiadomo zielenina trawi się powoli toteż 2 godziny po posiłku bieganie było bardzo ciężkie. Wyższe tempo spowodowało mdłości i tyle było z biegania.
Przed bieganiem wziąłem również ciepłą kąpiel. To też był kiepski pomysł. Teraz zastanawiam się co tak naprawdę było gorszym pomysłem. Jedno z drugim złożyło się na to, że gdyby zawody były dzisiaj nie ukończyłbym biegu.

Wnioski na niedziele - wczesne bardzo lekkie śniadanie. Potem dłuższa przerwa przed biegiem - solidna rozgrzewka i żadnego pławienia się w wannie. Cóż, mądry polak po szkodzie.

Unikajcie biegania z pełnym żołądkiem, nie bierzcie gorących, długich kąpieli tuż przed wysiłkiem. Jedzcie lekkie posiłki - nie przejadajcie się.

Uwagi powyżej są dobre nie tylko dla tych którzy chcą się ruszać. Przyczynią się do dobrego samopoczucia bez względu na aktywność w ciągu dnia zarówno u diabetyków jak i u osób zdrowych.

30 sie 2012

Trening (22) 6,01km

TRENING (22):

Dystans 6,01km czas: 40,45min  Średni czas 1km: 6,46min
Najlepsze 5km = 28,21min
Najlepszy kilometr: 1km = 4,40min
Najlepsza mila: 1mila = 7,59min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 97mg/dl, 3x25g żel węglodanowy (3x1,6WW) + insulina 6j

PO BIEGU:

Glikemia 61mg/dl (bez dodatkowych węglowodanów)

Dzisiejszy trening, przed niedzielnymi zawodami miał na celu głównie sprawdzenie czasów na kilometrze, mili i pięciu kilometrach (dystans zawodów). Bieg był całkiem przyjemny i bardzo dobrze rozłożony siłowo. Węglowodany w postaci żelu szybko się wchłaniają, zupełnie nie obciążają żołądka.
Bieg dzięki temu był lekki.

Zupełny brak kryzysu. Pierwszy kilometr najszybszy potem stopniowe zwalnianie tempa.
Ponieważ zawsze biegam wieczorem lub późniejszym popołudniem, jutro pobiegnę rano w ramach kolejnego sprawdzianu przed zawodami - w końcu będą odbywały się przed południem. (start o 10.00)

Od poniedziałku, po zawodach rozpoczynam cykl zwiększania dystansu treningów do 10km na trening. Do tej pory średnia długość treningu to ok 4-5km. Teraz przyszedł czas zwiększenia dystansu i przyzwyczajania organizmu do większego i dłuższego wysiłku. Czas również na konsultację z lekarzem wybieganych dystansów i ustalenie co robić z węglowodanami.

Przyjmowana porcja starcza mniej więcej na 5-6 max 7km - a co potem?
Obawiam się odrobinę samodzielnie podjąć decyzję o przyjmowaniu większej ich porcji i większej dawki insuliny.

29 sie 2012

Decyzja o bieganiu - cel maraton

Wczoraj wspomniałem, że dzisiaj dzień odpoczynku i pewnie znajdę troszkę czasu na zwierzenia skąd taki pomysł.

Po kolei jednak. Cukrzycę mam pewnie od dawna. Wykryta została jednak rok temu (może troszkę więcej). Od tamtego momentu zdarzyło się sporo. Wiele się dowiedziałem, wiele musiałem zmienić. Te zmiany właśnie doprowadziły mnie tutaj gdzie jestem teraz.

Cukrzyca to w głównej mierze systematyczność, rygor, uporządkowanie dnia. Jest zatem wszystkim czego mi brakowało, wszystkim czego nie znosiłem, wszystkim co kłóciło się z moim trybem życia, pojmowaniem swobody i niezależności.
Jakby tego było mało, świadomość nieuleczalnej choroby była trudna do zaakceptowania. Często o cukrzycy mówiłem w kontekście przypadłości a nie choroby. To tak jakby mówić, że "mam grypę" zamiast mówienia "choruję na grypę". Szkodliwość takiego podejścia ujawniła się dość szybko w dość nieprzyjemny sposób. Przyszedł kryzys i problemy gotowe.

Zacząłem wtedy szukać sposobu na usystematyzowanie swojego życia, dnia... Czegoś co pomogłoby mi przyzwyczaić się do liczenia posiłków, wstrzyknięć insuliny, kłucia palców kilka razy dziennie.
Pomysł przyszedł stosunkowo łatwo - idee zaszczepiła moja kochana. Zaczęła biegać dla lepszej formy, a ja - najpierw dla towarzystwa, potem był to punkt w programie dnia, który był czymś stałym.
W końcu bieganie wieczorem stało się punktem odniesienia dla reszty dnia. Do tej chwili należało mieć już wszystko zakończone - pracę, posiłki itp. Moje myśli zaczęły skupiać się nad wieczorną aktywnością, a przestały krążyć wokół posiłków, insuliny, badania glikemii. To bardzo pomogło.

Punktem zwrotnym jednak była jedna z rozmów z mamą mojej Magdy. Rozmowa dotyczyła tego, że zaczęliśmy biegać. Padło wówczas zdanie "Tomek też biega? Przecież jest chory". Uświadomiło mi to wówczas dwie podstawowe rzeczy. Cukrzyca jest chorobą i tak postrzegają ją inni, oraz to, że jest chorobą z którą będę związany już do końca moich dni. Dlaczego więc miałbym nie realizować swoich celów, marzeń, pragnień, dlaczego miałbym nie szukać wyzwań? Na to zgodzić się nie mogłem.

Naturalnym wyzwaniem dla kogoś kto zaczął biegać jest np. maraton. Dlatego właśnie pobiegnę w maratonie. Pobiegnę i ukończę go bo tego właśnie chcę. Bo choroba nie będzie rządziła moim życiem. Bo dzięki przygotowaniom do niego będę żył zdrowiej, bo udowodnię sobie, że nad chorobą można panować zamiast się jej poddać lub zamiast buntować się przeciwko niej, bo być może ktoś, kto dowie się, że również jest chory nie załamie się. Dojdzie za to do wniosku, że skoro są ludzie mogący przebiec 42km będąc chorymi na to samo co oni, to oni mogą żyć całkiem normalnie z chorobą, która nie zawładnie ich życiem.

28 sie 2012

Trening (21) 7,98km

TRENING (21):

Dystans 7,89km czas: 1,00,04min  Średni czas 1km: 7,55min  5km = 34,06min
Najlepszy kilometr: 1km = 5,04min
Najlepsza mila: 1mila = 8,24min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia 112mg/dl, 2xbatonik (4WW) + insulina 5j

PO BIEGU:

Glikemia 49mg/dl + 1xbatonik (2WW)

Dzisiaj zwiększony dystans i zmniejszone tempo. Udany atak na dotychczasowe czasy na kilometr i milę - udało się czasy poprawione. 1km zbliżony mocno do 5 minut. Czasy na kilometr i milę poprawiane w trakcie biegu.
Dzisiaj glikemia odrobinę lepiej w związku z wyższym poziomem startowym w stosunku do wczoraj. 

Wydaje mi się, że dodatkowe węglowodany przyjmuję zbyt krótko przed biegiem. Przy następnym treningu zwiększę czas między porcją węglowodanów a treningiem - liczę na to że trening rozpocznie się w momencie kiedy spora ich część trafi już do krwi. Zastanawiam się również nad formą węglowodanów czy nie byłoby lepiej przyjmować je w formie płynnej - zawsze to o wiele mniejsze obciążenie dla żołądka i szybsze przyswajanie do krwio-obiegu.


Ciekawe spostrzeżenie jest takie, że najcięższy jest 3 kilometr. Lekki kryzys zaczyna się mniej więcej około 2500m i trwa do 3000m. Zastanawiam się na ile jest to uczucie fizyczne a na ile mentalne. Po czasach kolejnych kilometrów nie widać żeby następował jakiś gigantyczny spadek formy. Dziś np. 3 kilometr był zaledwie o 13 sekund gorszy od drugiego ale już 4 kilometr był o 1 minutę i 47 sekund lepszy od trzeciego!


Jutro dzień wolny do biegu, więc wykorzystam ten czas na wpis o tym jak zaczęło się bieganie ile już trwa i co daje - szczególnie przy cukrzycy.


Zaczynajcie biegać! - każdy moment i powód są dobre.