14 wrz 2012

Trening (30) - to może nie był najgorszy dzień

TRENING (30):

Dystans 8.36km  czas: 58,15min  Średni czas 1km: 6,58min

PRZED BIEGIEM:

Glikemia: 97mg/dL, + napój izotoniczny 1,4WW / 250ml

PO BIEGU:

Gliemia 79mg/dL

Wydawało mi się, że po słabym teście Coopera dzisiaj dzień zaliczę do nie udanych. Jednak ile może zdziałać motywacja oraz nazwijmy to "pozytywny stres". Dzisiejszy bieg mimo dużego zmęczenia po teście Coopera był całkiem przyjemny. Pierwsze 5 km minęło nie wiadomo kiedy, kolejne ponad 3 km trochę jednak zaczęło dawać się we znaki. Nie na tyle jednak by mówić o wielkim zmęczeniu lub nadmiernym obciążeniu.

Dzisiaj troszkę inaczej z węglowodanami. Przez cały czas biegu uzupełniałem je przy pomocy napoju izotonicznego - isostar - porcja na 500ml ma 2,8WW a wiec za dużo jak na taki bieg ale polówka czyli 250ml to jakieś 1,4WW które u mnie podbija cukier o jakieś 30mg/dL. I wszystko się zgadza - normalnie po takim wysiłku jak dziś zaliczyłbym spadek do jakichś 40 z kawałeczkiem, a tak + 30 stopniowo uzupełniane dało na koniec biegania bez mała  80mg/dL. Efektów nie ma rączki nie latają ciemno przed oczkami też się nie zrobiło. Jutro postaram się powtórzyć próbę z płynem w czasie biegu - chciałbym potwierdzić dzisiejsze doświadczenia.

Wracając jednak do motywacji. Dzięki temu cudownemu mechanizmowi można zdziałać cuda. Kondycja i warunki fizyczne to jedna ale to co dzieje się w naszej głowie może zupełnie położyć bieg nawet najbardziej doświadczonego biegacza lub uskrzydlić zupełnego żółtodzioba.
Pobiegłem trening dzisiaj po teście Coopera, który poszedł mi naprawdę słabo. Przez bez mała 3 godziny kręciłem się poddenerwowany po mieszkaniu. Dlaczego tak słabo? Ale klapa, Kiepsko... ciągle plątało mi się po głowie. Zalęgła się jednak myśl - Może pobiec jeszcze raz? Dam radę. Przecież nie może być tak źle. Chłopie jak nie dasz rady to jaki maraton Ci się śni...

Zrobiło się już ciemno - przyszedł czas usypiania małego - ale nie dawało mi to spokoju.
Przypomniało mi się jeszcze to co mówił Casaba Nemeth o motywacji i psychice biegacza jako filarze równoważnym fizyczności o ile nie ważniejszym. Poruszyły mnie jego słowa o tym, że motywację do biegania wtedy gdy zawodzi fizyczność trzeba znaleźć głęboko w sobie, musi ona tkwić w nas by moc ją wydobyć kiedy jest nam najbardziej potrzebna.

I tylko przecież nic mnie nie boli, nie jestem na trasie ultra, nie słaniam się na nogach. To tylko test który poszedł nie najlepiej - dlaczego. Bo ostatnie kilka lat spędziłem za biurkiem pracując po nocach, bo kiepsko jadłem a największą aktywnością były nocne wycieczki po Gotham city. Biegam od ponad dwóch miesięcy ale co to jest na tyle bezruchu... Wszystko zatem jasne - nie ma się co załamywać chwilowymi porażkami. Przebrałem się zatem i poszedłem biegać... przebiegłem ponad 8 kilometrów i wróciłem cały szczęśliwy. Znalazłem swoją motywację, znalazłem coś co pokonuje niepowodzenia... Biegam dalej - może nie był to najgorszy dzień.

Test Coopera - powtórzę za kolejne 3 miesiące - sprawdzę w ten sposób jaki jest postęp. Tym razem bez zawracania sobie głowy jego wynikiem - będzie to takie "spojrzenie na zegarek", a nie być albo nie być mojego wewnętrznego biegacza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz